Sylwia Błach

projekt i wykonanie: Sylwia Błach

Dlaczego potrzebujemy superbohaterek?

Weekend upłynął mi na czynności, której zwykle odruchowo unikam: biernym odpoczynku. Nie potrafię siedzieć w miejscu, a poczucie „marnowania czasu” dopada mnie kilka razy na dobę, gdy robię wszystko to, co inni uważają za normalną formę relaksu. Dlatego zaskoczona byłam swoim postępowaniem, gdy weekend spędziłam na oglądaniu serialu.

„The Bold Type” to historia o kobietach i, odważę się to powiedzieć, dla kobiet. W ciągu dwóch dni obejrzałam cały sezon z pasją, z jaką narkoman na głodzie próbuje dostać nową działkę. I tylko wczoraj wieczorem, gdy historia się zamknęła, wywołując we mnie nie jedną i nie dwie łzy wzruszenia, zadałam sobie to pytanie: dlaczego tak bardzo potrzebujemy superbohaterek? I dlaczego tak zwane „babskie seriale” trafią do naszych serc? Pamiętam, że już jako mała dziewczynka chciałam podbić świat. Nie byłam typową (stereotypową?) chłopczycą, choć preferowałam kontakt z chłopakami: lubiłam bawić się lalkami, chciałam nosić sukienki i malować paznokcie. Byłam jednak typem dziewczynki z marzeniami i miałam swoje superbohaterki. 

  Jedną z nich była Scarlet O’Hara, buntowniczka z „Przeminęło z wiatrem”. I choć może nie zabrzmi to zbyt feministycznie, to fascynowało mnie w niej jak owija sobie facetów wokół palców. Dla mnie była doskonałym przykładem feministki tamtych czasów: robiła, co chciała. Pracowała jak wół i znała swoją wartość. To, że lubiła romanse, było jej prawem, a nie poczuciem, że jako kobieta powinna tak postępować.

  Kolejną moją superbohaterką była Lara Croft. Twarda laska ze spluwami, wykształcona pani archeolog, która od siedzenia przy biurku wolała ruszyć ku przygodzie. I jakkolwiek może wydać się to zabawne (mi się takie wydaje), uwielbiałam twarde laski z bronią w ręku. Wszystkie były piękne, pewne siebie i brały od życia to co chciały. Czy ktoś jeszcze pamięta Kate Archer z fps-a „No one lives forever”? I zabójczą Rayne z „BloodRayne”? Jednak najmocniej pokochałam Selene z „Underworld”. Ciągle pamiętam jak poszłam na ten film z tatą do kina i choć w trakcie seansu zrozumieliśmy, że jestem trochę za mała, to tata zakrywał mi oczy w drastycznych momentach, a ja usilnie próbowałam podglądać przez jego palce. Wspominam to z uśmiechem na twarzy, bo takich bohaterek moje małe, waleczne serduszko zawsze potrzebowało.

  Z czasem przyszła kolej na kolejne superbohaterki. Jedną z nich stała się Alice z „Resident Evil” (kolejna laska ze spluwami!), którą pokochałam za to, za co pokochałam wszystkie z nich: siłę, która nie odbiera im kobiecości.

  Teraz, jako dorosła kobieta, też mam swoje superbohaterki. Nadal wysoko stoją Selene i Alice, dołączyła do tego grona Lorraine Broughton z „Atomic Blonde”. Jednak nie samymi kobietami akcji człowiek żyje.   Moje doświadczenie z serialami „dziewczyńskimi” (damn! nie znoszę tego określenia, dajcie mi jakieś lepsze!) zaczęło się od „Seksu w wielkim mieście”. Imponowała mi Samantha, która od życia brała co chciała i Miranda, która naprawdę ciężko pracowała na swoją karierę. Teraz do listy ulubionych bohaterek mogę dopisać Jane, Kat oraz Sutton z „The Bold Type”.

Zrozumiałam, że jestem typem, który potrzebuje takich postaci. Nie bez powodu nałogowo czytam inspirujące historie w „Wysokich Obcasach Extra” i ekscytuję się biografiami współczesnych kobiet sukcesu. Po cichu marzę o serialu mówiącym o kobietach z branży technologicznej – pochłonęłabym go od razu.  

Potrzebuję bohaterek, bo potrzebuję inspiracji. I jeśli nawet kobiet takich jak ja na świecie jest 5%, to idziemy w miliony. (A i tak zakładam, że jest nas znacząco więcej) Nie bez powodu popularni są influencerzy, nie bez powodu śledzimy blogerki. Jako ludzie kochamy słuchać historii, a czy jest coś bardziej motywującego od opowieści o tym, że innym, tak podobnym do nas, po wielu próbach i walkach, udało się dojść do sukcesu? I czy jest coś lepszego, od trendu, według którego zamiast tworzyć kolejną opowieść o tym jak wyrwać chłopaka, seriale zaczęły się skupiać na ważnych problemach społecznych i politycznych? Bo choć akcja „The Bold Type” kręci się wokół dziewczyn pracujących w czasopiśmie o modzie, to porusza takie problemy jak stalking, rak piersi, akcje #freeNiples czy gwałt. I nie przeszkadza to żadnej z głównych bohaterek ładnie wyglądać i dbać związki z mężczyznami (lub kobietami). Tak właśnie widzę współczesny feminizm.

Cieszę się, że powstają kolejne produkcje o silnych kobietach. Mała dziewczynka, która zawsze będzie gdzieś we mnie, ich potrzebuje. Po to, by zastanowić się nad swoimi sprawami. By dać się zainspirować. By uwierzyć w kobiecą siłę i tak pozytywnie nastawiona do świata – móc ruszyć na jego podbój.

Leave a Comment

Skip to content