Sylwia Błach

projekt i wykonanie: Sylwia Błach

Dni Pary – LARP!

Wczoraj brałam udział w wydarzeniu wyjątkowym pod każdym względem. Z okazji Dni Pary, które trwały od kilku dni w Gnieźnie, klub fantastyki Fantasmagoria zorganizował LARPa… I to nie byle jakiego – steampunkowego! Genialna fabuła, doskonała lokacja i przesympatyczni ludzie, którzy z prawdziwą pasją wczuwali się w swoje role – to sprawiło, że bawiłam się naprawdę wyśmienicie!

Czym jest LARP – pewnie zastanawia się część z Was. Już tłumaczę. To rodzaj gry na żywo. Nie ma tu jednak kart, planszy czy pionków – w bohaterów wcielają się sami gracze. Na początku rozgrywki (lub jeśli LARP jest planowany, to kilka dni wcześniej) dostaje się informacje odnośnie swojej roli. Można być alchemikiem, czarodziejem, damą, żołnierzem, wieśniakiem – jedyne co nas ogranicza to pomysłowość autora scenariusza. I klimaty, oczywiście, bo w zależności od stylistyki, w jakiej LARP ma być utrzymany, nie wszystkie postaci mają prawo bytu. Proste, prawda?

Jak część z Was wie po raz pierwszy grałam na tegorocznym Pyrkonie. Choć założenia wydają się oczywiste, to wiem jednak, że strasznie ciężko zdecydować się na tę pierwszą grę. Jeśli ktoś jest tak nieśmiały jak ja – ma dodatkowe utrudnienie. Bo jak to?! Udawać kogoś, kim się nie jest? Nie mieć dokładnego scenariusza, nie do końca wiedzieć co się robi? A jak się powie coś niewłaściwego, jak się popełni błąd i przez przypadek zdradzi jakąś fabularną tajemnicę?! No jak to w ogóle jest możliwe, że człowiek przez kilka godzin staje się kimś zupełnie innym!?

Powiem Wam jedno: to jest możliwe. Ba, to przychodzi banalnie łatwo. Sama po swoim pierwszym LARPie byłam zaskoczona jak szybko wczułam się w rolę – wtedy byłam żoną Prezydenta. I zaraziłam się tą niezwykłą gorączką…

Wczoraj natomiast wcielałam się w dystyngowaną właścicielkę kamienicy, Izabelę Mościcką. Uroczo jest spacerować po terenie Parowozowni i udawać, że tu jest rynek, a tam jezioro. Równie cudownie jest rozmawiać ze znajomymi jakby się widziało ich po raz pierwszy na oczy, czy też wręcz przeciwnie: rozmawiać ze świeżymi graczami jakby się było starymi dobrymi przyjaciółmi. Moja rola jednak nie ograniczała się do spacerów – wróżyłam z kart. Co więcej okazało się, że ktoś rozpuszcza niegodziwe plotki na mój temat! Intrygi, wszędzie intrygi, a ja tylko byłam małą niewinną bohaterką, której miała się pomylić karta. Ups, sprzedałam komuś fałszywą wróżbę? Oj tam, zdarza się… I co z tego, że zaraz ktoś zginie, a kwiaciarka, z którą tak cudownie mi się plotkuje okaże się trucicielką. Show must go on!

Tego się nie da opisać słowami. To ta forma rozrywki, której trzeba doświadczyć. Niezależnie od wieku i upodobań – póki się nie spróbuje, to nie zrozumie się magii. Ale ostrzegam: to wciąga i uzależnia. Jeśli mielibyście kiedyś okazję do gry – nie wahajcie się ani chwili. Uwierzcie mi na słowo, że udawanie okazuje się tak uroczo naturalne, a zabawa warta pokonania nieśmiałości czy strachu.

A na koniec LINK – strona klubu, który to zorganizował – fantastyczni ludzie, dziękuję Wam za świetną zabawę! Już nie mogę doczekać się następnej rozgrywki 🙂

4 komentarze

Leave a Comment

Skip to content