Sylwia Błach

projekt i wykonanie: Sylwia Błach

Głośno milczę

Milczę. Tak głośno milczę… Gdy patrzę na datę ostatniej notki – jest mi trochę wstyd. Obiecywałam blogować regularnie. Ale tylko trochę. Mój wskaźnik „mam dość” zbliża się do apogeum. Takiej czerwonej kropki na termometrze cierpliwości, która wkrótce wybuchnie i zaleje świat rtęciową tęczą.

Albo i nie. Taką mam nadzieję. Wbrew pozorom nie jestem w złym nastroju. Ba, słoneczko za oknem świeci, cieszą się dzieci! Tylko czemu, ja się pytam, czemu wybrałam sobie Polibudę?! A miałam taki piękny plan zostania menelem. Albo żulem. Co za różnica.

Tak, dokładnie, stali Czytelnicy bloga już chyba przywykli, że gdy tylko nadchodzi sesja egzaminacyjna ilość notek na blogu gwałtownie spada, a mi włącza się tryb „Sylwia-maruda”. Tym razem nawet zaniedbałam fanpage’a… Istny Armagedon! Z drugiej jednak strony blog o modzie ze stylizacjami w stylu rock uzupełniam regularnie. Ale cóż, on dopiero raczkuje, muszę go rozkręcić, poza tym zostałam wciągnięta w pewien projekt związany z makijażem, co wymaga regularnego pisania postów… Mniejsza o to.

W sobotę czeka mnie egzamin lekki i przyjemny, a w niedzielę straszny i koszmarny. Znając moje szczęście po weekendzie zmienię o nich zdanie – oba okażą się, na szczęście minionymi, koszmarami. Byle dotrwać…

Najchętniej poszłabym spać i obudziła się w niedzielę popołudniu. Ja naprawdę nie lubię się uczyć, a jednocześnie czynię to w nadmiarze. Dziwność, wszędzie dziwność! Ale tęsknota za blogiem jak widać wygrała.

Oczywiście nie samymi studiami człowiek żyje! (Czyżby?) Z ciekawszych historii ostatnio znów wywołałam szum w środowisku osób niepełnosprawnych. Tylko lenistwo sprawiło, że nie wdałam się w dyskusję, bo zapewne zepsułabym sobie nastrój na kilka dni. O co chodziło? Znajoma opowiadała na fejsie jak to była ostatnio na koncercie i w momencie, gdy wszyscy czekali na wokalistkę i ochrona kazała jej się cofnąć – nie zrobiła tego. Bo ludzie to bydło, chamy etc., a jej wózka ochrona nie ruszy, więc co się będzie przejmować, że każą się cofnąć. Zgoda, ochroniarze trafili się niezbyt sympatyczni, ale ich obowiązkiem jest pilnować porządku, a obowiązkiem uczestników imprezy masowej – słuchać ochrony. Kulturalnie wyraziłam swoje zdanie, że osobiście nie lubię takiego specjalnego traktowania i to nam, niepełnosprawnym, tak naprawdę tylko szkodzi. Oczywiście następnego dnia pojawiła się wielka dyskusja wózkowiczów o tym, że sprawni są chamscy, nietolerancyjni, źli, a takie sytuacje to nie jest specjalne traktowanie, tylko walka o swoje prawa… Tak, wiecie jak uwielbiam takie podejście, więc się załamałam. Owszem, czasem trzeba skorzystać z możliwości jakie daje życie (czyt. czasem trzeba skorzystać z wózka, tylko po co tym się chwalić…), ale jak potem osoba sprawna czyta takie posty, to naprawdę mnie przestaje dziwić, że stereotyp o ON jest jaki jest…

Inna historia dni ostatnich – miałam szansę na angaż życia. Dostałam propozycję zagrania w filmie. Z dużą dawką niepewności, ale i zainteresowania, przeczytałam scenariusz. Panie i panowie, chcieli mnie w pornolu! Dobra, ja wiem, tam był miliard ukrytych znaczeń i genialnych przekazów. To będzie niesamowite widowisko, sztuka na miarę „Wesela”! Niestety, ja, młoda, głupia, nie dostrzegałam tego pomiędzy scenami seksualnymi z dokładnym zbliżeniem na szczegóły, scenami lesbijskimi czy też szczegółowym pokazem masturbacji. Taka szansa przeszła mi koło nosa, szansa na karierę, och, co ja teraz pocznę!

Czasem świat mnie załamuje, ale jednocześnie wtedy daje mi miliard powodów do śmiechu. Dzięki ci za to!

I wiecie co jeszcze dzisiaj sobie uświadomiłam? Że zaniedbałam pisanie newsów na temat „Zombiefilii”. A przecież premiera już za dwa dni! Całkowicie zatraciłam poczucie czasu, ale obiecuję to szybko nadrobić. Najlepiej przez weekend, bo w przyszłym tygodniu wyruszam na wycieczkę życia. Paryżu, witaj! Znowu blog czeka spory przestój… Ale potem wrócę do regularnego pisania.

A przynajmniej mam taką nadzieję. Każdy wakacyjny weekend jest już zajęty – konwenty, wyjazdy, nadrabianie zaległości towarzyskich. W lipcu wybieram się na drugi koniec kraju, by kupić… samochód. Mam nadzieję, że wszystko się uda i za kilka miesięcy będziecie mogli przeczytać post: „O tym jak Sylwia prawko robiła”. Ponadto chciałabym jeszcze wyruszyć nad morze – kocham Bałtyk i nie wyobrażam sobie wakacji bez niego… Zaczynam jednak mieć wątpliwości czy wystarczy mi czasu. W sumie zawsze zostaje wrzesień, ale z drugiej strony, jeśli będę dłużej pisać tę notkę, zamiast się uczyć, to we wrześniu będą egzaminy. Zresztą, co ja się oszukuję, ja już się uczę na poprawkę, bo niemożliwym jest zdać to za pierwszym razem!

Trzymajcie za mnie kciuki, kochani! I do przeczytania zapewne w sobotę – premiera „Zombiefilii”, musi być głośno! 😀

6 komentarzy

  • Kasia K.

    Nie ma to jak "artystyczny pornol" 😀

    A ja powiem, że szalenie zazdroszczę Ci tego braku czasu, zalatania, SESJI – o tak, jej też.
    Od trzech lat spędzam czas tylko i wyłącznie w domu, każdy dzień jest taki sam, więc szczerze tęskno mi do chwil, w których nie mam czasu na nic 🙂

    Pozdrawiam! 🙂

    • blach

      Cóż, ja chwilowo też spędzam czas tylko w domu – jak nie sesja, to praktyki zdalne, wcześniej też musiałam sobie trochę uzbierać kasy na wakacje, więc zdalne zlecenia… I tak mijają całe dni przed kompem. Na szczęście w weekendy mogę się wyrwać i teraz w wakacje w końcu poczuję się znów młoda 😉 Tobie też tego życzę – obowiązki są ważne, ale trzeba znaleźć czas na drobne przyjemności :*

Leave a Comment

Skip to content