Sylwia Błach

projekt i wykonanie: Sylwia Błach

Polska – kraj malkontentów! Pora na rewolucję!

Za chwilę wyjdzie zapewne na to, że sama jestem malkontentem, skoro piszę post, w którym zamierzam marudzić na ludzi i hejtować… Ale wiecie co? Głównym zamysłem notki jest jednak motywacja. Do uśmiechu, do pomocy, do życia w radości! Jesteśmy młodzi (mówię do Was wszystkich, niezależnie od wieku, każdy z nas może być młodym duchem) i to od nas zależy jak ten świat będzie wyglądał. Jestem idealistką? Owszem. Ale to właśnie jednostki zmieniały dzieje historii, potrafiły uczynić coś dobrego, porwać tłumy. A ja już mam dość ze wszystkich stron marudzenia!

Ludzie, zacznijcie się uśmiechać! Słońce świeci (lub piękny biały puch okrywa świat, zależy w której części kraju siedzicie). Są wokół Was ludzie, którzy Was kochają. Spełniacie swe marzenia (a jeśli nie to tylko dlatego, że nie chce Wam się wziąć w garść i zacząć ich spełniać!). Życie przed Wami. Czemu więc w kółko coś musi być nie tak?

Oto kilka historii z życia wziętych…

Mam pewną „fejsową znajomą”. Każdy post, który udostępnia, dotyczy tego jak jest samotna, jak jej źle, jak pragnie w końcu się zakochać. Gdy kiedyś próbowałyśmy z inną znajomą jej wyjaśnić, że tak nikogo nie znajdzie, że nikt nie zakocha się w wiecznie użalającej się dziewczynie, że jest piękna i powinna coś ze sobą zrobić, a nie siedzieć przy kompie i marudzić: oberwało nam się przepięknie. Że się wtrącamy etc. Po co więc pisać takie rzeczy publicznie? By wszyscy wokół współczuli? Żenada.

Ostatnio w sieci zaczepiało mnie kilku facetów. Wiosna idzie, hormony buzują czy jak?! Ja jestem otwarta na ludzi, nie mam nic przeciwko nowym znajomościom. Ale gdy na dzień dobry słyszę od człowieka, że jest brzydki i niezadbany (to, kurka, idź i o siebie zadbaj!), że jest stary (a lat dwadzieściakilka), że ta laska go załatwiła tak, ta tak, a jeszcze inna tak, to… Brak mi słów i kończę znajomość. Czy w pierwszej rozmowie z człowiekiem muszę poznawać całe jego życie?! Zaczynając od historii kobiet, przez upodobania seksualne, aż po problemy z nadmiernym kurka owłosieniem?

Chyba też na dzień dobry zacznę opowiadać: jak mnie ten czy tamten wykiwał, jak ja tamtego czy tego wykiwałam, że jak wstaję rano brzydko mi pachnie z ust, a jak się nie umyję przez tydzień to śmierdzi mi pod… STOP! Toż to zakrawa na istną paranoję!

Czemu musimy się postrzegać przez pryzmat naszych wad i niepowodzeń? Czemu nie możemy ze złych wydarzeń wyciągnąć nauczki, rzeczy, które nam się w nas nie podobają poprawić lub polubić i ruszyć dalej, na podbój świata?

Tak zwyczajnie, pozytywnie. Nie namawiam Was do ćwierkania niczym skowronek w „Romeo i Julii” gdy wstajecie rano z bólem głowy, a liczba pracy Was przytłacza. Ale uczmy się szukać pozytywów, w drobiazgach. Uczmy się nie poddawać. Bo ostatnio coraz więcej młodych osób wokół zamiast działania wybiera siedzenie i marudzenie. Hejtuję, tak!

Kolejna sprawa, która podniosła mi dziś ciśnienie. Udostępniłam na swoim prywatnym profilu na fejsie informację, którą dostałam od znajomego z gazety. Pewien dzieciak zbiera horrendalną sumę na leczenie. Od pewnego „fejsowego znajomego” tak za to oberwałam, że masakra.

Owszem, liczba łańcuszków jest denerwująca. Żebractwo wkurza, sama czasem patrzę ze złością na ilość błagalnych ogłoszeń jakie udostępniają moi znajomi. Poziom pisania takich tekstów przyprawia mnie o wybuch śmiechu: błagalne, płaczliwe, mające oddziaływać na najwrażliwsze struny ludzkiej natury. Jednak swoje uczucia zostawiam dla siebie, omijam to co mnie nie interesuje i tyle.

I wiecie co? Wierzę w to, że trzeba pomagać. Byle z głową. Zawsze zanim coś udostępnię sprawdzam czy źródło jest autentyczne. Co mi szkodzi kliknąć jeden przycisk? Co jest złego w tym, że chcę pomóc?

Wyobraźcie sobie, że to Wasze dziecko jest ciężko chore, a Wy nie macie kasy. Gwarantuję, że równie żenujący i błagalny list napiszecie. Bo tu chodzi o miłość, o walkę o najbliższych. A czy wtedy obchodzi nas co inni pomyślą?

Nikomu tego nie życzę. Ale wiem, że gdyby ktoś bliski w mym otoczeniu potrzebował pieniędzy na leczenie, które miałoby przynieść skutek, poruszyłabym niebo i ziemię. A gównarzeria i rozwydrzeni znudzeni użytkownicy fejsa będą się buntować, bo coś im zaśmieca tablicę?! Czystość tablicy za życie człowieka?!

Świat stoi na głowie.

Inna sytuacja, ostatnia na dziś (znowu przez nadmiar „fejsowych wrażeń” przesuwam naukę, a zegar tyka…).

Jakiś czas temu wypowiedziałam się na pewnym fanpage’u, że jestem przeciwniczką twardych narkotyków, że piorą ludziom mózg, że „są takie fajne jak mówicie dopóki się kogoś nie skrzywdzi będąc pod wpływem”, że, no, krótko mówiąc, trzeba być debilem by sobie tak rujnować życie. Tak, tak uważam. Jeśli kogoś właśnie uraziłam, to wybacz, ale zdania nie zmienię, bo twarde prochy rujnują życie człowieka i jego bliskich.

Wiecie z jaką odpowiedzią się spotkałam?

Że świat jest straszny/zły/trudny/okropny (niepotrzebne skreślić) i niektórzy nie są w stanie go znieść bez brania. To wszystko jest zbyt okrutne, niektóre jednostki są zbyt słabe, by wytrzymać, więc dlatego biorą! Musimy brać, inaczej nie zniesiemy tego zła wokół! Bla bla bla!

A potem żyją z pieniędzy podatników.


Nie skomentuję, bo kulturalnych słów mi brak, a innymi nie będę się tu posługiwać.

Dlatego: uśmiechajcie się czasem. Jeśli możecie pomóc: pomóżcie. Małe gesty wystarczą, naprawdę. Szukajcie pozytywów. Idźcie przez świat radośni, spełniając swe marzenia i osiągając cele, bo życie jest tylko jedno. 


I wiecie co Wam powiem na koniec? Osobiście wolę pomagać i czasem zostać oszukana, niż stać się zimna i obojętna na ludzką (i nie tylko ludzką, bo i zwierzaki i ekologię staram się też wspierać) krzywdę.


Osobiście wolę iść ulicą i uśmiechać się do nieznajomych, a potem z radością widzieć jak odwzajemniają mój uśmiech niż spuszczać nos na kwintę i wysyłać światu sygnał: nienawidzę Cię. Bo to nie prawda. Czasem faktycznie jest źle, ale czasem jest przecież dobrze. 


Kto jest ze mną?! 😀

4 komentarze

Leave a Comment

Skip to content