Sylwia Błach

projekt i wykonanie: Sylwia Błach

Świat się kręci, głowa mała!

Porwało mnie życie. Tak wprost, bezczelnie, bez zapowiedzi. Czuję się jakbym nie pisała tutaj od lat – a od ostatniej notki „od serca” minęło zaledwie kilka tygodni. Wiem, że lubicie je czytać – więc siedzę, piszę. Dla Was, ale też dla siebie, bo ja też to lubię. Tylko jak zamknąć tyle czasu w kilku zdaniach, jak opowiedzieć o wszystkich emocjach, których doświadczam? Chyba najlepiej: po kolei i wprost. 

Mnie porwało życie, a Koteła melanż.
Koniec sesji – nareszcie! Wykrzykuję te słowa co semestr, ale tylko ktoś kto doznał studiowania jest w stanie zrozumieć jak wiele nerwów ono kosztuje. Ktoś, kto się studiowaniem przejmuje, bo osoby mające je całkowicie gdzieś – automatycznie są wykreślone z listy osób „rozumiejących”. Z tej okazji zainwestowałam w rzecz, której kupno planowałam od pierwszego zetknięcia…
„Dying Light” jest moooooje! Harran – miasto z koszmarów. Totalne szaleństwo! Dziś spędziłam dwie godziny na rozgrywce, a mam wrażenie, jakby to było zaledwie pięć minut. Gdy opuszczałam miasto gonił mnie akurat jakiś hiperzombie z wielkim młotem. Jak ja sobie z nim poradzę to pomysłu nie mam… Na (nie)szczęście wezwała mnie praca (i znajomi; i książki) i problem odwlec mogę do jutra. Niesamowite ile człowiek ma spraw do nadrobienia gdy ferie się zaczną. Na szczęście są to sprawy z kategorii „do bólu przyjemne”. 
Radość mnie rozpiera i energia, przyznaję. Kończę powieść – mówię o tym od dawna, ale teraz mogę stwierdzić wprost – został mi jeden rozdział. I tak, doskonale wiem co w nim będzie. I tak, przede mną jeszcze mnóstwo roboty przy redakcji – ale to zawsze lubiłam, dam więc radę. Niepokoi mnie inna rzecz… Podjęłam najbardziej szaloną decyzję w swej karierze literackiej. Ale inaczej nie jestem w stanie rozegrać tej fabuły – zbyt wiele skomplikowałam i zbyt mocno w świecie wykreowanym się zakochałam. „Syndrom Riddocha” będzie nosił dłuższy tytuł. Wzbogacony między innymi o słowa: TOM PIERWSZY. Wariactwo? Zapewne gigantyczne. Ale jeśli tylko znajdę wydawcę (tak, ciągle wyznaję zasadę, że lepiej zakładać, że będzie ciężko i rozczarować się pozytywnie niż podejść z hop-siup entuzjazmem i potem włosy z głowy wyrywać) – z kolejnymi częściami lekko pójdzie. Czuję (sz)Moc!
Te koty chyba też poczuły moc. One się nią napromieniowały.
Marzec idzie – takie widoki z okna! Teatr, na żywo, „KOTY 2” premierowo, lubię to!
Z opowieści wszelakich… Jakiś czas temu wybrałam się na casting do Shopping Queen (o czym można było przeczytać już na fanpage’u). Nerwy – niesamowite. Ekscytacja i skok adrenaliny – jeszcze lepsze. Wyników ciągle nie ma, ale bezustannie się jaram przygodą, którą przeżyłam i faktem, że pokonałam swój gigantyczny strach przed castingami. Co innego wysyłać zgłoszenie na konkurs w Internecie – co innego stanąć przed kamerą. 
 
Swoją drogą ostatnio pokonuję wiele swoich strachów. I jest mi z tym bardzo dobrze. Dopinam pierwszą większą umowę w pracy, jeżdżę na spotkania służbowe, uczę się negocjacji – to wszystko jest takie fajne. Ładujące pozytywną energią. Walczę też z obawami, które zawsze wynikały z moich ograniczeń sprawnościowych, próbuję nowych rzeczy, uczę się żyć jeszcze mocniej. Jestem osobą aktywną i śmiałą, ale zawsze znajdzie się w zachowaniu jakiś schemat warty pokonania. Rozwijam się. Jednocześnie muszę przyznać sama przed sobą: dzień dobry, jestem Sylwia, jestem uzależniona od adrenaliny. 
Sprawy bieżące… byłam na „Pingwinach z Madagaskaru”! Dżizis, ale mam świra na ich punkcie – to niewiarygodne. Na film oczywiście wybrałam się z okazji walentynek – nie włożę złotówki w promocję tego drugiego, o którym tak głośno. Brr, nie! Niektórzy marudzą, że „Pingwiny…” im się nie podobały, bo to nie to samo co serial. Ja odniosłam zupełnie inne wrażenie – z serialem miały wiele wspólnego, a narzekałabym, gdybym była fanką serii „Madagaskar”. Był mądry Kowalski, był krejzi Rico, genialne teksty i trochę porąbanego humoru – uśmiech mój otaczałby głowę, gdyby uszy go w połowie drogi nie powstrzymywały. Rekomenduję. Tak samo jak wypad do McDonalda, na który porwałam moje kochanie. Oczywiście z prostej przyczyny – HappyMeal z pingwinami. Na mojej toaletce od piątku mieszka Kowalski. Lubię czasem poczuć się jak dziecko!
Natomiast bieżące sprawy zawodowe – w zeszłym tygodniu odbyło się moje spotkanie autorskie w Zespole Szkół w Kórniku. Ze swojej strony mogę tylko stwierdzić – było bombowo (i odesłać Was do oficjalnej relacji: LINK). 
Świat się kręci, głowa mała, a ja zaczynam ferie i z radością obiecuję zwiększoną aktywność na Rozkoszach Umysłu. Będzie o czym pisać!
Cytat znaleziony w Elle – czuję się.. podglądana? Kończę pisać notkę,
wrzucę zaraz ją na fejsa, a zegar wskazuje 21.00 Dobrze, że lubię swoją pracę!
#WyznaniaPracoholika

Leave a Comment

Skip to content