Kilka dni temu trafiłam na Facebook’u na pewien konkurs… Wydawnictwo Dom Snów poprosiło, by opowiedzieć im swój sen…
I choć wielokrotnie w wywiadach musiałam odpowiadać przecząco na pytanie, czy moje teksty inspirowane są snami, tym razem podjęłam wyzwanie. Zasiadłam do komputera i pozwoliłam by pod mymi zamkniętymi powiekami sen sprzed kilku lat rozbłysł wszystkimi odcieniami mroku… Pozwoliłam uczuciom przerażenia i niemocy na nowo zagościć w mej głowie, by na ekran komputera przelać to wspomnienie…
I udało się! Dziś obudziłam się z jakimś dziwnym przeświadczeniem, że ten dzień będzie dobry. Z niepokojem, ale też pewnym nieokreślonym uczuciem zajrzałam na fanpage Wydawnictwa… I ujrzałam swoje nazwisko wśród laureatów!
Jeśli więc sądzicie, że opis snu może być opowiadaniem (a w takiej konwencji i z taką myślą powstał tekst, o którym mówię), zachęcam gorąco do lektury mojej najnowszej pracy. LINK!
To jednak nie koniec dobrych wiadomości na dziś. Drugiej w całości nie zdradzę, ale z niemałą rozkoszą poruszę w Was tę strunę ciekawości, by stopniowo odkrywać wszystkie karty…
Jakiś czas temu pisałam opowiadanie na konkurs związany z mało znanym w Polsce gatunkiem literackim, prowadzony przez portal, który wyjątkowo sobie cenię. Tekst mój nie doczekał się nagrody… Jednak dziś rano otrzymałam maila, że opowiadanie na tyle się spodobało, by mogło pojawić się na portalu! Publikacja więc… wkrótce.
O czym jest i gdzie się pojawi – jeszcze nie zdradzę. Nie poznacie też tytułu, to zbyt szybko! Zresztą… Nie lubię zapeszać, choć do przesądnych nie należę. Ale wyczekujcie notki, w której zdradzę Wam namiary na mój najświeższy tekst. I z góry uprzedzam – to nie będzie lekka lektura. Kontrowersja osiąga najwyższy poziom. A na mej twarzy pojawia się uśmiech dzikiej satysfakcji.