Nigdy nie potrafiłam pojąć jak można nie rozumieć matematyki. Wychodzę z założenia, że większość z nas jest ludźmi inteligentnymi – skoro więc potrafimy myśleć logicznie, matma nie powinna sprawiać zbyt wielu trudności. Nie mówię tu oczywiście o stopniach zaawansowanych, a o podstawach – mnożeniu, potęgowaniu, układach równań. Rzeczach dla mnie tak oczywistych, że z przerażeniem patrzę na dorosłych ludzi, którzy widząc potęgę robią wielkie oczy…
Ostatnio Internet obiegła pewna mapa. Mapa Europy uzupełniona przez… Amerykanów. Jak łatwo się domyślić wpisane przez nich nazwy nie miały wiele wspólnego z rzeczywistością. Posypały się hejty – jacy Amerykanie są głupi, jak to nie znają mapy Europy! Na szczęście pojawiło się też grono osób, które zadawało dokładnie to samo pytanie, co ja: „A czy ty znasz mapę Stanów? Albo Australii? A może chociaż Afryka? A w ogóle swoją Europę znasz?”. Fenomen ten miał jeden pozytyw – ludzie zaczęli grać w gry, które uczą mapy, a moja fejsowa tablica została zasypana ich coraz lepszymi wynikami.
Jak jednak powyższe akapity się łączą?
W sposób zarówno prosty, jak i zaskakujący. Zwykle nie zwracam uwagi na to co się dzieje w sieci, więc pewnie „jakaś tam mapa”, by wcale nie przykuła mojego zainteresowania. Co innego, gdy ktoś wysyła mi to w wiadomości – zawsze zaglądam. Tak się stało i tym razem – dostałam link od znajomej i wyraziłam swoje zdanie, mówiące o tym, że nigdy nie rozumiałam sensu zakuwania mapy, skoro można zajrzeć do atlasu. Nie mówiąc już o tym, że mapa Europy ciągle się zmienia. Od słowa do słowa doszłyśmy do tematu matematyki, której z kolej znajoma nigdy nie pojmowała. I tu padły z jej ust najmądrzejsze słowa, jakie kiedykolwiek usłyszałam od kogoś, kto deklaruje się, że nie umie matmy – o tym, że każdy człowiek jest w stanie wszystko pojąć, tylko trzeba chcieć; a że ona nigdy nie chciała to inna sprawa.
Niby rzecz oczywista. A jednak tak często słyszałam od „humanistów” (cudzysłów celowy): to jest za trudne, jestem na matmę za głupi – że taka jawna deklaracja rzeczy wiadomej wzbudziła mój szacunek.
O to w tym wszystkim chodzi – nam się nie chce. Starsze pokolenie (czyt. moje ;)) jeszcze miało dość równy podział na ścisłowców i humanistów. W tym momencie jednak gdy obserwujemy młodzież widzimy, że bycie matematycznym debilem jest modne. Przeraża mnie ten trend, to jak bardzo dzieciak się cieszy, że dostał pałę – bo przecież to za trudne, by umieć, a nauczyciel powinien mi wbić do głowy. Ja będę siedzieć przy książkach? No way, to szkoła ma uczyć. Gówno prawda.
Oczywiście każdy jest w różnych kierunkach w różnym stopniu uzdolniony, jednak jeśli czegoś naprawdę chcemy, to zawsze to osiągniemy. Proste. Masz marzenia – walcz o nie. Nie dotyczy to wyłącznie szkoły, ale życia ogólnie.
Jest jeszcze jeden powód dla którego obserwujemy coraz większe głupienie społeczeństwa w kwestiach matematycznych. Nagonka medialna. I oczywiście wychowanie. Nie, nie przesadzam w tym momencie. Wiem, że świata mój post nie zmieni, ale będę dumna, jeśli choć jeden/jedna z Was po lekturze się chwilę zastanowi i zmieni swoje postępowanie. Nie nakłaniam tu do kochania matematyki… Więc o co mi chodzi?
O to byśmy dali dzieciom wybór i nie wpajali im od małego, że to zło! Zauważcie dowolny program telewizyjny, np. coś z telewizji śniadaniowej. Jest mowa o maturze z polskiego – spoko, wszyscy uśmiechnięci, prowadzący zadowoleni, dyskutują o lekturach etc. Natomiast pojawia się słowo „matematyka” i wywołuje efekt niczym wybuch bomby jądrowej. Na twarzach wszystkich pojawia się przerażenie, kiwanie ze smutkiem głowami „Tak, będzie ciężko, tak, trzeba będzie się postarać”. Widziałam taką reakcję wiele razy i za każdym chciało mi się płakać.
Podobnie „scenka rodzinna”. Mama z tatą szykują swojego brzdąca do szkoły. Mówią mu o tym, że nawiąże nowe znajomości, czeka go nauka, pozna super wychowawczynię, ogólnie – będzie fajnie. I mimochodem wspominają, żeby się nie martwił, jak przyjdzie pora uczyć się matematyki – to straszny przedmiot, ale znajdą mu korepetytora, dadzą radę przez to przejść!
Nic więc dziwnego, że potem młody umysł, który powinien być otwarty na wszystkie ścieżki rozwoju, sam wybierać to co go fascynuje, z przerażeniem spogląda w stronę nauczycielki, która maluje mu się w oczach niczym ziejąca ogniem smoczyca! Skoro zdaniem rodziców to takie straszne, skoro pani w telewizji mówi, że to straszne – to tak być musi!
Apeluję – nie zawężajmy horyzontów. Ani sobie, ani innym. Nie zdziwię się, jeśli za parę lat podobna nagonka pójdzie w stronę np. historii i nagle się okaże, że wychowujemy społeczeństwo ścisłowców. Albo inaczej: debili, bo w tym momencie i ścisłe i humanistyczne będą tymi złymi.
Najczęściej wpajane nam od małego stereotypy kreują nasz światopogląd. Jedno nieopatrznie wypowiedziane zdanie może wpłynąć na umysł malucha. A przecież człowiek ma w sobie naturalną potrzebę rozwoju, zdobywania wiedzy. Zacznijmy nabijać się z tych, którzy chwalą się na fejsie, że coś im tam nie wyszło i są dumni z tego, bo przecież nikt tego nie umie. W takich sytuacjach warto być brutalnym, bo inaczej naprawdę zaczniemy żyć w świecie idiotów. Chcemy tego?
Takie moje słowo na poniedziałek. Gratuluję, jeśli dotrwałeś/aś do końca tej notki. Amen.
Matma trudna,każdy przedmiot jest na początku trudny jak i wszystko w życiu jest trudne.W końcu nikt nie obiecywał,że życie będzie łatwe trzeba podejmować decyzje,a to bywa nieraz kłopotliwe.No,ale racją jest jak to mówią "dla chcącego nic trudnego". Fakt też,że gdy rodzina znajomi itp,na samym początku zniechęcają do danego przedmiotu,a do tego nauczyciel-ka nie potrafi zaciekawić i mają tylko wymagania,a nie chcą w żaden sposób dzieciakowi pomóc,a tak też bywa to przechodzi zniechęcenie.Co nie wyklucza faktu,że bez podstaw matmy raczej trudno sobie poradzić w realnym życiu.Ja nie jestem orłem z matmy nigdy nie chciało mi się specjalnie uczyć wolałem się włóczyć i balować,ale nie jest źle u mnie i podstawy znam,a to dzięki jeszcze nauczycielce z podstawówki,która potrafiła zaciekawić i uczyła całą sobą. Widać było,że to kocha i tak trafiła do mnie.Pamiętam mimo upływu lat jej słowa,które słyszał pewnie nie jeden "zdolny,ale leniwy" i coś w tym jest.Bo w życiu tak to już jest jeśli obierzemy sobie jakiś cel to go realizujemy trzeba tylko chcieć chcieć.
Dlaczego każdy Twój wpis jest tak bardzo irytujący, że trudno wytrwać w czytaniu do końca?
To po co tu zaglądasz? Nikt Ci nie każe, a z Anonimami nie dyskutuję. Chcesz rozmowy – miej odwagę się podpisać.
A dlaczego anonimowo się podpisujesz cwaniaku?
Nie ostatnio, tylko już dawno temu. Było takich map więcej, chyba nawet widziałem mapę świata wg. Polaków. 😛
Nie cierpię matmy do dziś, nigdy nie lubiłem. W sumie szkoda, ale bardziej żałuję, że w liceum nie przykładałem się do fizyki. Astronomia jest fascynująca.
Całe szczęście, fizyka sama wyciąga rękę na zgodę do jednostek przefilozofowanych, społeczno-humanistycznych, jak ja. Są fascynujące teorie jak teoria strun, wieloświat, kwantowe dusze, itd. Czytając o takich szaleństwach fascynujących aż chce się nadrabiać zaległości sprzed lat.
Też widziałam to wcześniej, ale jakoś nie wywołało takiego zamieszania, jak ostatnio (chyba że ja coś przeoczyłam ;)).
Ja w liceum lubiłam fizykę, nawet próbowałam zdać z niej maturę… I wtedy dopiero zrozumiałam jak niewiele wspólnego ma fizyka z naszych lekcji, gdzie zadania są banalne, a regułki do wykucia, z tą prawdziwą… Jak na studiach się z nią spotkałam to był koszmar 😀
Ale fakt, też żałuję, że nie umiem. Choć ja właściwie to żałuję wszystkiego tego czego nie umiem przez własne lenistwo, a czego śmiało mogłam się nauczyć 😉
Zawsze uważałem się za humanistę :)… i z matmą byłem na bakier (tu muszę zaznaczyć, że podstawówkę zaliczałem w latach 80tych, a w liceum walczyłem w 90tych), natomiast nigdy nie miałem problemów z podstawami, które na dzisiejszym poziomie edukacji zakrawają na mozliwości przecietnego doktoranta 🙂 Ale żeby nie byc gołosłownym – oto anegdota z pracy (pracowałem wtedy jako kurier DHLu): przyszedł czas na rozliczenia po przyjeździe na bazę – należało zliczyć kwoty z listów przewozowych następnie odliczyć kasę i wpłacić w okienku… niestety zgubiłem kalkulator, a telefon (z kalkulatorem) padł na amen. Darowałem sobie dodawanie w pamięci (kilkadziesiąt pozycji plus grosze po przecinku) i na kartce starym sposobem (2-3 klasa podstawówki)zacząłem sumować liczby w słupku… po chwili poczułem wzrok na plecach, potem ów wzrok zdziwiony do granic możliwości rozpoznałem, u kumpla z "trasy obok". Nieco zbity z tropu jego zdziwieniem wypaliłem – "no co? Kalkulator zgubiłem!" Na co kolega (lat 21): -"ale zajebiste… weź mnie naucz jak to się robi… niezły bajer jak kalkulatora nie masz".
To tyle w kwestii matmy i "znaku czasów" 🙂
pozdro
J.W
Taaak, też się spotykałam ze zdziwieniem, gdy liczyłam coś w słupku. Przecież to podstawa i to przydatna w życiu (choćby w sytuacjach o jakiej wspominasz!).
A przy okazji ciekawostka: dziś w tv mówili, że nasi gimnazjaliści są na pierwszym miejscu w Europie pod względem umiejętności matematycznych. Obserwacje świata nie wskazują na to, byśmy byli faktycznie tak zdolni, więc jestem przerażona myśląc o poziomie, jaki reprezentują inne kraje o.o
He he xD ja i matma xD dobre xD
Ja idę w kierunku humanistycznym, matematyka i fizyka to dla mnie czarna magia :/
Tylko błagam, jak kiedyś będziesz miała dzieci to ich nie strasz matmą xD xD xD