Życie jest wspaniałe, ale często definiowane przez jeden paradoks: im lepiej się bawimy, tym szybciej czas nam mija. Zakładając, że wszystko jest względne, pytam się w tym miejscu oburzona: gdzie jest jakaś sprawiedliwość?!
Pierwszy Poznański Festiwal Kryminału Granda już za nami. Serce mi się kraja na myśl jak szybko te dwa dni minęły i jak wielu rzeczy nie zdążyłam zobaczyć. Jednocześnie (by odejść od tych pesymistycznych tonów) – stwierdzam, że bawiłam się wyśmienicie. Niech kolejne edycje będą choć w połowie tak dobre jak tegoroczna, a sukces i stałe wpisanie do kalendarza „wydarzeń, których nie można przegapić” – gwarantowane. Brawo, organizatorzy!
Prawie że edit: z Grandy miała powstać jedna notka, ale gdy doszłam do pisania końca wrażeń z soboty stwierdziłam, że moje gadulstwo nie ma granic. Zatem o atrakcjach niedzielnych opowiem Wam w kolejnym wpisie (prawie że emotka -> ;))
SOBOTA
Przede wszystkim – warsztaty pisarskie. Pracę, którą wysłałam na konkurs, tworzyłam na całkowitym spontanie i w biegu (jestem mistrzynią dowiadywania się o terminach na ostatnią chwilę – i dziwnym trafem zawsze w tym samym czasie mam miliard innych zobowiązań). Na szczęście moje szalone wizje się spodobały i zakwalifikowałam się na warsztaty. Co tam się działo!
Wspomnieć, że Kasia Puzyńska (która warsztaty prowadziła) zaraża pozytywną energią to mało. Choć początkowo miałam mieszane odczucia (z uwagi na moją niechęć do ćwiczeń i jednoczesne pragnienie wiedzy czysto technicznej), to szybko się wciągnęłam. Kasia zaproponowała nam chyba najbardziej klasyczną formę creative writing – omawiała aspekty tworzenia postaci, a potem zadawała ćwiczenia, które wykonywałyśmy w parach. W końcu miałam okazję wykonać te wszystkie zadania warsztatowe, które powinnam regularnie wykonywać, a którymi zajmować – jak łatwo się domyślić – zwykle mi się nie chce. Fascynujące było obserwowanie drugiej osoby, konfrontowanie z nią pomysłów, wzajemne uzupełnianie swoich idei.
Ostatecznie zostałyśmy „matką” bohatera narodowości Rumuńskiej, który pracuje w Zakładzie Pogrzebowym i sprzedaje organy na czarnym rynku. Charakterystyczna dla niego jest gburowata postawa, miłość do drogich zegarków i muzyki popularnej („Crazy frog” jako dzwonek komórki zawsze spoko). Oczywiście (jakżeby inaczej!) jest kryptogejem, któremu kiedyś ktoś złamał serce (swoją drogą ten fakt pokrzyżował plany bohaterki stworzonej przez pracującą obok grupę – dziwną sympatią zapałała do naszego bad boy’a). Nadmienię jeszcze tylko, że tożsamość bohatera nie jest znana, poznajemy go bowiem w momencie, gdy melduje się w tanim motelu pod pseudonimem – jakżeby inaczej – Jan Kowalski.
Po tym krótkim, lecz konkretnych opisie chyba łatwo wywnioskować, że na warsztatach śmiechu było co niemiara. Nasze postaci zaczęły żyć własnym życiem, flirtować ze sobą, zabijać się, ogień! Czego tam nie było! Wybuchy, porwania, a wszystko to pod okiem Tajemniczej Szefowej – Kasi Puzyńskiej, właśnie. Szkoda tylko, że całość trwała trzy godziny – zdecydowanie nie było kiedy się rozkręcić. Z drugiej strony może i lepiej – strach się bać co jeszcze strzeliłoby nam do głowy.
Po warsztatach udałam się na spotkanie z Katarzyną Bondą. Rozejrzałam się po hali Starego Dworca Głównego, spotkałam kilku znajomych w tym blogerkę z Myśli i Słowa Wiatrem Niesione (pozdrawiam Cię mocno! – i nie, ostatecznie nie zmiękłam, nie kupiłam, byłam twarda! ;)), a także z zachwytem patrzyłam (książek w ręku, w ramach oręża, brakło, by nie patrzeć, a zagajać) na kręcących się wszędzie autorów. Rzekłabym, że Grandę charakteryzuje podobna atmosfera jak na konwentach – „gwiazdy” kręcą się wśród „szaraczków”, a każdy dla każdego jest świetnym kumplem.
Wróćmy do Bondy!
Chciałabym napisać w tym miejscu coś inteligentnego, ale skończy się chyba wyznaniem: pani Bondo, kocham panią. Ze spotkania wyszłam urzeczona i oczarowana. Pani Kasia ma tak niebywałą charyzmę, że ją się albo kocha, albo nienawidzi. Pełna energii, o czarnym poczuciu humoru, jednocześnie pewna siebie i swojej siły, ale nie pozbawiona pokory, tak cennej dla pisarzy. I przy tym piękna, co tu kryć. Uwielbiam silne osobowości, nieraz o tym pisałam, więc fakt, że spotkaniem byłam zachwycona nikogo nie powinien dziwić. Pani Kasia opowiadała bardzo dużo o swojej pracy, dzielnie odpowiadała na pytania publiczności, sypała anegdotami jak z rękawa (tym razem moją ulubioną historią była ta o tym, jak poznała Bogdana Lacha, polskiego profilera)… Dwie godziny upłynęły błyskawicznie. Na koniec rozdała autografy. Kolejka była gigantyczna, ale cieszę się, że postanowiłam czekać – dostałam jedną z najpiękniejszych dedykacji jakie posiadam w swojej kolekcji. Nie jestem pewna czy jako jedyna, ale na pewno jako jedna z nielicznych (z uporem maniaka przeglądałam stosiki innych osób czekających na autograf) miałam ze sobą „Maszynę do pisania”, czyli podręcznik dla pisarzy autorstwa Bondy. Od razu spotkałam się z pytaniem czy piszę i wieloma dobrymi słowami (na które spuszczę teraz zasłonę milczenia, bo chcę nosić je w swoim czarnym serduszku jako talizman, a co!).
Wieczór upłynął mi natomiast w kolejnej Stacji Sensacji – na koncercie (przedstawieniu?) „Sherlock Holmes morduje skrzypce”. W jego trakcie aktorzy prezentowali historię Conana Doyle’a i odczytywali fragmenty z książek. Wszystko to przepleciono muzyką klasyczną – trochę opery, trochę skrzypiec. Przyznaję od razu, że słoń mi nadepnął na ucho, więc nie chcę w żadnym stopniu oceniać technicznego wykonania utworów. Myślę, że było nienaganne. Jednak zabrakło mi żaru w skrzypcach – tego czysto subiektywnego uczucia, gdy muzyka chwyta za gardło i nie pozwala złapać tchu. Innych zastrzeżeń nie mam. Szczególnie podobał mi się dobór fragmentów z książek i próby analizowania Sherlocka i jego osobowości oraz upodobań.
A potem… była noc. A po nocy niedziela (tak, wiem, ambitne stwierdzenie). O niedzieli opowiem w kolejnej notce, bo z krótkiej wzmianki, którą w ramach relacji planowałam – wyszło tekstu ile widać.
Ja też mam same miłe wspomnienia z tego festiwalu 🙂 Żałuję, że przegapiłam przedstawienie "Sherlock Holmes morduje skrzypce", ale była za to na "Po sezonie" 😉
Great blog!
Would you like to support each other by following each other´s blog? ^_^
Et Omnia Vanitas
W sobotę nie byłam, ale w niedzielę byłam na spotkaniu z Panią Katarzyną Bondą i też wyszłam zachwycona jej osobowością i wiedzą. Mam nadzieję, że impreza będzie kontynuowana, bo zamierzam sobie zarezerwować cały weekend..
Czekam na resztę relacji! 🙂
Kurczaki, no… Byłam pewna, że zmiękniesz i jednak coś kupisz! Następnym razem będę bardziej przekonywająca. 😀
Fajnie było, to fakt. Spotkałam całe mnóstwo pozytywnych osób, kilka znajomości zawarłam, kilka odświeżyłam. 100% pozytywnej energii! I również mam nadzieję, że to dopiera pierwsza z wielu edycji. 🙂