Półfinały Mocne Strony Kobiety magazynu Cosmopolitan minęły błyskawicznie… Tyle wrażeń, ludzi, emocji. Długo się zbierałam, by podzielić się wspomnieniami. Przeżyłam trzy magiczne dni i rozkoszowałam się nimi we wnętrzu własnej głowy, dziwnie radosna i naładowana pozytywną energią. Ale trzeba wrócić do codziennych obowiązków – przede wszystkim egzaminy. Chyba jestem już gotowa, by opowiedzieć wszystko. Zaczynam od naszego cudownego PKP – potem przejdę do wrażeń z wyjazdu. Miłej lektury – całości lub fragmentów wybranych (jak w szkole…)!
Polskie Koleje Potworne
Przygoda zaczęła się tak naprawdę tydzień wcześniej. Ogrom przygotowań – musiałam znaleźć kogoś, kto ze mną pojedzie i zaklepać pociąg. Pierwszy raz wyjeżdżałam na dłużej z domu, tylko z koleżanką, ufając polskim kolejom. Oczywiście na tym etapie zaczęły się największe absurdy.
Tydzień przed wyjazdem zaczepiłam na dworcu kogoś z obsługi – i wypytałam o rampy. Tak, są rampy. Tak, w każdym pociągu oznaczonym 'pociąg z wagonem dla niepełnosprawnych’. Tak, tak, wszystko jest, proszę się nie martwić. Wyobrażacie sobie moją radość? W końcu pojadę w komfortowych warunkach gdzieś dalej, wyluzuję, poczytam, poplotkuję nie odczuwając kilometrów! Widać, że nigdy nie jechałam pociągiem dalej niż do Poznania, prawda? 😉
Dwa dni wcześniej – rezerwacja. Osoba niepełnosprawna chcąca podróżować pociągiem musi to zgłosić 48 godzin wcześniej. Wysłałam maila i czekałam… Gdy do wieczora się nie doczekałam – zadzwoniłam. Tak, oczywiście, moje zgłoszenie zostało przyjęte; tak, proszę się nie martwić, w tym pociągu jest rampa – tyle się dowiedziałam. Chyba domyślacie się do czego zmierzam?
Dzień wcześniej – telefon. Rampy nie ma. Ale spokojnie – wniesiemy! Na moją konsternację i pytanie JAK (sam wózek to 130 kilogramów) – konsternacja równa mojej. W tym miejscu jednak po raz pierwszy uśmiechnął się do mnie los – trafiłam na sympatycznego człowieka, który wie co robi na swoim stanowisku – załatwił przeczepienie wagonu w Szczecinie. Bym mogła podróżować. Radość? Owszem. Ale jednocześnie konsternacja: skoro wszystko to wagony przystosowane dla niepełnosprawnych to jak te durne przepisy są zrobione, że nie można rampy (czytaj: kawałka blachy) przełożyć z wagonu do wagonu, tylko trzeba cały wagon przeczepiać?! Wyjaśni mi ktoś? Bo ja nie ogarniam.
Środa. Dzień wyprawy! Podekscytowane dotarłyśmy na peron, a tam… informacja, że będę wniesiona. Że wagon ów rampy nie ma. I znowu: gdyby nie fakt, jak sympatyczna ekipa jechała pociągiem, jak miła trafiła się obsługa – byłabym wściekła. W tej sytuacji – wzięłam to na klatę, panowie (prawie że) na klatę wzięli mnie – i daliśmy radę. Naprawdę – wspaniała ekipa. Muszę to podkreślać, bo wracając tak miłych ludzi nie spotkałam.
Czy muszę dodawać, że rampa grzecznie leżała w łazience?
Komunikacja – to podstawowy problem kolei. Sprzeczne informacje na każdym kroku. A ja chciałabym tylko wyszukując połączenie w wyszukiwarce i zaznaczając, że ma być przystosowany pociąg – ów pociąg otrzymać. Jest ich mało w Polsce? Ja mogę to zrozumieć, mogę kombinować inaczej jak dojechać. Ale będąc ciągle wprowadzanym w błąd – można się wkurzyć.
Na koniec opowieści o podróży do Warszawy dodam tylko, że pociąg utknął w Kutnie. Lokomotywa się popsuła i z trzech godzin – zrobiło się pięć. Oczywiście przesiąść się nie mogłam, bo w Kutnie stary dworzec, więc nawet nie szło by mnie wnieść do innego pociągu – a jak wcześniej wspominałam rampa jest powiązana z wagonem. Nie, nie sznurkami. Przepisami.
Sen o Warszawie!
Uśmiech, obrót i coś o sobie!
Prosto z rozmowy – do pokoju obok. Reklamowała się firma robiąca manicure – narzekałam na niego, bo bardzo wolno mi wysychał, ale teraz jestem pod wrażeniem – minęło tyle dni, a pazury ciągle oszałamiające. Reklamowało się też Vichy i badało nam skórę. Byłam w szoku, gdy wyszło mi naprawdę wysokie nawilżenie. Regularne latanie do kosmetyczki jednak przynosi efekty.
Let’s start the party!
Hilton to jednak nie tylko nazwa hotelu. Nie tylko piękny wystrój. To przede wszystkim jakość obsługi, która sprawia, że na każdym kroku czułam się jak księżniczka.
Potem minęła północ, nadszedł poranek, nagrałyśmy taneczny teledysk (dżizis!)… i poszłyśmy spać.
Rozstania i powroty
Piątek był straszny. Jak pożegnać się z ludźmi, z którymi tak bardzo odbiera się na jednych falach? To nigdy nie jest łatwe. Jak okazać radość organizatorom, którzy stanęli na wysokości zadania? Jak wyrazić radość, smutek, tęsknotę, szczęście i przy tym wszystkim się nie poryczeć?
Ciężko. Ale wierzę, że uda się nam utrzymać znajomości. Wierzę.
Jedzie ciapąg z daleka…
Powrót koleją – i znowu historia warta opowiedzenia. Ale postaram się w skrócie.
Miałyśmy wracać wieczorem, ale padnięte i wymęczone uznałyśmy, że spróbujemy na spontanie wbić wcześniej. Oczywiście w czwartek wieczorem chciałam to zgłosić – ale panienka z fochem wyjaśniła, że 48 godzin wcześniej i tyle było z rozmowy.
Dworzec Zachodni w Warszawie… Umarłam. Wielokrotnie. Z wrażenia. Takiego syfu jeszcze nie widziałam. Jechałam windą towarową, by dostać się do przejścia podziemnego. Z przejścia podziemnego byłam wpychana po podjeździe wylanym na schodach (wyobraźcie sobie pod jakim kątem), bo nie było wyjść na perony. Trafiłam w miejsce pełne samochodów (czyli jednak szło tam dojść normalnie!), a potem leciałam z ochroniarzem gdzieś bocznymi drogami, przez tory, byle na peron. Gdy już dotarłyśmy, wykończone, wściekłe i zmachane – wsiadłyśmy do środka dzięki życzliwości ludzi (to mnie fascynuje: obcy nigdy nie mają problemu, by pomóc; ochroniarze co się nasapali, że nie dadzą rady i że mam jechać na Główny – to się nasłuchałam).
Oczywiście konduktor zwrócił mi uwagę, że powinnam była podróż zgłosić. Może i powinnam. Ale zgłosiłam gdy jechałam w środę – i co się działo? Jaka byłaby różnica?
Zastanawiam się gdzie miał głowę ten, który wymyślił cały system. Wystarczyłoby by na każdym (dobra: na początek każdym większym – tniemy koszty) dworcu była jedna rampa. Niepełnosprawny dzwoni pół godziny wcześniej i zgłasza, że będzie potrzebował. Tylko tyle. A nie kombinacje alpejskie.
To właściwie cała historia. Notka wyszła mi przeraźliwie długa – pozdrawiam tych, którzy dotarli aż tutaj! Przeżyłam wspaniały czas, przekonałam się, że nie ma ograniczeń, poznałam niezwykłych ludzi – i z tego mam frajdę. A PKP – cóż, wiem, że wielu niepełnosprawnych mnie czyta i czułam się zobowiązana opowiedzieć ze szczegółami jak się podróżuje. Mam nadzieje, że komuś to się przyda.
Ja teraz czuję niezwykłą potrzebę działania. Podoba mi się to uczucie.
No tak PKP to temat rzeka a odpowiadając na pytanie "dlaczego nie można przełożyć rampy …" To proste bo to by było za łatwe i za proste.Zawsze zastanawia mnie ta Polska logika to durne komplikowanie sobie prostych spraw.Zawsze znajdzie się ktoś co uważa,że tak się nie da tylko musi być tak jak on myśli.Hilton hymm na bogato poszli. Jakoś brakuje mi tych zdjęć gdzie latały staniki…,ale ok rozumiem cenzura itp 😛 Po za tym z własnego doświadczenia wiem,że są takie zdjęcia które nawet nie powinny powstać.Podsumowując widać musiało być ,że tak powiem zacnie i następnym razem życzę wygranej 🙂
Dziękuję za pozdrowienia, bo dotarłam do końca ;D
a PKP… ja juz nie mam z nimi problemu 😉
Odkąd czytam Twojego bloga i pojawiają się notatki o koszmarkach PKP, zaczęłam się mocno rozglądać jakie są udogodnienia dla niepełnosprawnych. W pociągach TLK nie zauważyłam niczego, co by mogło pomóc, za to w elektrycznych szynobusach Kolei Dolnośląskich są wbudowane specjalne windy. W spalinówkach są tylko schodki. Za to można przejechać się wózkiem po całym szynobusie. Szkoda, że tych wind w pociągach nie ma we wszystkich… Ciekawe czy sławne pendolino je ma 😀
Dlatego wybieram PKS 🙂