Rodzinne wakacje. Gdynia. Stoję na skraju parku, przy kamiennej tablicy. Oglądam ją z każdej strony, niepewnie dotykam krawędzi. Rozglądam się, lustruję krzaki, drzewa. Szukam, choć sama nie wiem czego. Wyciągam telefon. GPS jak zwykle szaleje – stwierdzam, że nie mogę na niego liczyć. Powiększam mapę, analizuję układ ulic. Jestem w dobrym miejscu. Ale niczego to nie zmienia. Kątem oka dostrzegam zbliżającego się tatę – uśmiech rozjaśnia jego twarz. „Masz?” – pytam, a on tylko kiwa głową. Odwraca się, bezgłośnie za nim podążam. Kilka kroków dalej klnę w duchu. Przechodziłam tędy! Dokładnie sprawdzałam to drzewo, nie przyszło mi jednak do głowy by spojrzeć w górę. Tata podaje mi ślimaka. A mnie wypełnia radość z odnalezienia pierwszej skrytki…
O geocachingu usłyszałam po raz pierwszy kilka lat temu – zainteresował mnie temat, jednak nie na tyle, bym postanowiła spróbować swoich sił. Ponownie o zabawie usłyszałam w tym roku – gdy drzemałam w samochodzie, w radiu zaczęła się audycja przedstawiająca zasady. Gdy padło hasło: aplikacja na smartfona, wiedziałam, że tym razem będę musiała spróbować!
Pierwsza myśl? Ale tego jest! Aplikacja wybuchła dziesiątkami punkcików, a każdy z nich ukrywał domniemany skarb. Zaczęłam czytać wskazówki: na lampie, na ziemi, na drzewie, u góry, a także bardziej skomplikowane, typu zagadki czy zabawy słowne.
Geocaching to zabawa dla każdego, kto chce grać i jednocześnie – wyjść z domu. Na całym świecie pochowane są skrytki. Mając w ręku aplikację podążamy zgodnie z mapą, a gdy znajdziemy się w zasięgu pięciu metrów od współrzędnych – zaczynamy szukać. Zaglądamy pod drzewa, kamienie, badamy płoty i rozglądamy się za czymś nietypowym. Czasem wskazówki ułatwiają zadanie – czasem na pierwszy rzut oka okazują się kompletnie nieprzydatne. Dopóki nie zrozumiemy co twórca miał na myśli.
Co jest w skrytkach? Ponoć skarby! Ja na razie odkryłam dwie – w wersji XS, czyli zawierające wyłącznie kartkę/notes z nickami osób, które były tu wcześniej. Wystarczy się dopisać – i już – ślad twojego sukcesu zachowany jest dla przyszłych poszukiwaczy! Są także skrytki większe, w których możemy znaleźć jakiś przedmiot – wyciągamy go, a potem, przy okazji kolejnej wyprawy – wkładamy do innej skrytki. A na aplikacji obserwujemy jego podróż. Są także ponoć takie skrytki, z których po prostu – wyciągamy prezenty. Dla nas. Wyjątkowe drobiazgi.
Największy jednak urok zabawy tkwi w tajemnicy. Ludzie, uroczo przez graczy nazywani Mugolami, na pewnym etapie poszukiwań zaczynają się nam przyglądać. A my – musimy zachowywać się jak prawdziwi poszukiwacze skarbów. Ukrywać nasze poczynania, czekać, aż nikt nie będzie patrzył. Fora aż kipią od historii, gdy ktoś tłumaczył się przed wścibską staruszką lub nawet policjantami, zaniepokojonymi nagłym zainteresowaniem i macaniem w okolicy jakiegoś pomnika.
Mnie wciągnęło – na razie na cztery poszukiwania odnotowałam dwa udane. Gdy wróciłam do domu, pierwsze co zrobiłam to sprawdziłam okoliczne skrytki. Jaki był mój zawód, gdy okazało się, że żadnej tu nie ma… Ale po chwili przyszła refleksja – założę własną. Nawet już wiem gdzie. Ciekawość mnie zżera ile wpisów zbierze w ciągu miesiąca.
Bo geocaching to nie tylko poszukiwania – to przede wszystkim podróże, często w miejsca ciekawe, a jednak nie pojawiające się w oficjalnych przewodnikach. Ważne jest, by każda skrytka znajdowała się w okolicy mającej swoją historię. Mnie to kupuje.
A Wy? Gracie? A może zaczniecie? Jeśli tak – to zapraszam, mapa Poznania błyszczy tajemnicami, a poszukiwania w większej ekipie to największa radość, jaka może się przydarzyć!
To się chyba wszystko mądrze nazywa rzeczywistością rozszerzoną – kiedy zadania i miejsca z gry nakładają się na rzeczywistą przestrzeń. Opowiadałam Ci już chyba, jak mnie zaintrygował swego czasu Ingress, że ludzie, którzy grają, jeżdżą po przeróżnych miastach, by znajdywać swoje portale i że trzy take są w całkiem bliskim sąsiedztwie mojego domu. Aha, no i często specjalnie umieszcza się portale na mapie w jakichś ciekawych, ale mało znanych miejscach, gracze mogą proponować swoje lokalizacje. Tylko do Ingressu trzeba mieć drużynę. Tak więc poszukiwanie skarbów (poza samym tym, czym jest) ma już drugą nad nim przewagę. 🙂
W Ingress próbowałam się bawić – idea jest świetna! Problemem dla mnie się okazał fakt, że w to nie da się grać "raz na jakiś czas", a trzeba codziennie pilnować portali etc. Ja na wciągnięcie się w Ingress czasu niestety nie miałam.
P.S. Chyba byłam na stronie z ciekawości i znalazłam skrytkę w Witkowie. To Twoja?
Nie ma u nas, ja się dopiero zabieram za zrobienie ;). Najbliższa jest 15 km od Witkowa. Korzystam z oficjalnej mapy Geocachingowej. Kojarzę, że jeszcze jest mapa Opencaching – może tam by było coś w Witkowie? Bo ja żadnej nie widziałam.
Sprawdziłam jeszcze raz i też nie mogę znaleźć. Nie wiem, gdzie ja to mogłam widzieć i z czym pomylić…
Zapewne z Ingressem – mamy kilka portali 😉
Ostatnio zacząłem się zastanawiać nad zabawą w geocaching, przynajmniej w mojej okolicy. Ale musiałbym mieć na to więcej czasu…
Tu nie potrzeba dużo czasu – w tym cały urok. Wiele keszy ukrytych jest w okolicy, mijasz je w drodze do pracy… Wychodzisz pół godziny wcześniej albo zamiast jechać do pracy – idziesz z buta i voila! Można szukać 😀
Aż się poważnie zastanowię, czy sama się w coś takiego nie pobawię, bo brzmi super! <3
To jest genialne!! Sam już myślę czy nie założyć skrytek w swojej okolicy :))
niech nas będzie więcej! Muszę tylko doczytać zasady 😀
Ta gra zmieniła moje życie ;d Teraz w końcu `wyjście na dwór` ma sens, a przy okazji jest przy tym wiele frajdy (;
Poznań zaprasza po kesze ;D
Wpadnę! 😀
Bawimy się w Geocaching,szukamy,chowamy a swoje przygody opisujemy na blogu.
http://geocachingpomojemu.blogspot.com/
Są w Poznaniu, Gnieźnie i Śremie kesze a w Witkowie nie widziałam :<
Bawisz się? :>