Copernicon 2012 – wydarzenie, na które wyczekiwałam z wielką radością, już za nami. Pora więc na podsumowanie, bowiem – działo się 🙂
Wyruszyliśmy z Witkowa wcześnie rano w sobotę, by o jedenastej móc się już rozstawić ze stoiskiem. Pierwsze co mnie zaskoczyło to tłumy w korytarzu z akredytacjami… Na szczęście rejestracja przebiegała sprawnie, obyło się bez kolejek i jedyne co mogło męczyć, to przepychanie się między fantastami, mangowcami etc. oglądającymi towar na stoiskach… W życiu bym nie pomyślała, że tyle osób może zmieścić się w tak wąskim korytarzu. Ale że miłością mą są koncerty rockowe i panujący tam ścisk – w żaden sposób mi to nie przeszkadzało 😉
W końcu się rozstawiłam! Znalazłam sobie ładne przytulne miejsce dwa piętra wyżej, z dala od tłoku, blisko do herbaciarni (zielona herbata z 'czymśtam’ – mniam!), w przemiłym towarzystwie… I się zaczęło.
Każdy konwent w nowym mieście traktuje w pewnym sensie jako „mój pierwszy”. Nie wiedziałam więc czego się spodziewać. Wyjeżdżając wyposażyłam się w „Coś na progu”, z myślą, że jak będę się nudzić przy stoisku, to sobie poczytam. Na szczęście przy stoisku nudzić się nie da!
Nie było chwili, bym musiała siedzieć sama. Zawsze ktoś podchodził pogadać. Czy to o literaturze, czy o konwencie, czy zwyczajnie poplotkować. Nauczyłam się więc od znajomej nadużywania nowego słowa… Mogę teraz śmiało stwierdzić, że było osom! 😉
Przed 17tą ruszyłam do Dworu Artusa prowadzić konkurs wiedzy ogólnowampirycznej. Ilość osób, które przyszły, pozytywnie mnie zaskoczyła. Szczególnie dlatego, że większość z nich to były osoby naprawdę zainteresowane wampirami, o bogatej wiedzy… Z mojej strony mogę powiedzieć, że zabawa była przednia. Gratulacje też dla dzielnej Oliwii, która wylosowała kołek prosto w serce i musiała udawać wampira… Mam nadzieję, że bawiliście się tak dobrze jak ja 🙂
photo by: Oliwia Musioł
Wtedy też w końcu odebrałam swoją plakietkę gościa, którą jaram się jak Joanna d’Arc na stosie. Moja pierwsza, dziewicza, wyjątkowa, z moją podobizną, póki co wisi na lustrze i przypomina mi jak udana to była sobota.
Po konkursie odbyło się spotkanie autorskie… Ze mną, oczywiście. Choć było nas nie wielu, to spotkanie uważam za wyjątkowo udane. Prowadząca, kochana Diana „Nivrame” Bąbel, przygotowała świetne pytania. Po raz pierwszy od naprawdę długiego czasu nie musiałam odpowiadać na te same pytania co w każdym wywiadzie. Poza tym kameralna atmosfera sprawiła, że mogliśmy sobie zwyczajnie poplotkować, a na koniec poopowiadać dowcipy. Czarny humor rządzi!
Szkoda tylko, że bloki literackie były w innym budynku niż praktycznie większość programu. W momencie, gdy trwało moje spotkanie autorskie, zerwała się straszna burza. Potem od wielu osób słyszałam, że nie przyszli z powodu deszczu… Wcale im się nie dziwię. Gdy bowiem wracaliśmy po spotkaniu do Collegium Maius miałam mokre nawet… Ekhem, no dobra, po prostu cała byłam mokra 😉
Potem spędziłam jeszcze godzinę przy stoisku, wysłuchałam wciągających historii o Japonii i mandze (a że jestem zupełnie w temacie niezorientowana, to słuchało się wyjątkowo przyjemnie), poznałam jeszcze paru ludzi… I pora była wracać.
Niestety, sobota minęła przeraźliwie szybko… Mimo to liczę, że za rok znowu uda mi się pojawić na Coperniconie. Dla takich emocji, ludzi i zabawy – warto było przejechać te sto kilometrów.
Na koniec jeszcze tylko krótkie podziękowania dla Organizatorów, którzy naprawdę świetnie się spisali. Dziękuję też za tę szansę, którą mi daliście. Choć zawsze znajdą się zarzuty, to zapanować nad tak wielkim wydarzeniem jest nie lada sztuką – a Wam to się udało.
Twoja podobizna na plakietce z Copernikonu – śliczna xD
Wieeeem xD