Ostatnio modne się stały wszelkie akcje typu: hejt-stop! Mówienie stop hejterom, zgłaszanie wrednych postów na fejsie, ograniczanie hejtujących osób w swoim otoczeniu… To dobrze, że ludzie coś robią w tym kierunku, bo bezmyślny i absurdalny hejt stał się plagą. Walkę z nim – w pełni popieram. Niepokoi mnie jednak co innego…
Wchodzę na bloga jakiejś nastolatki. Post motywacyjny – a co tam, przeczytam. Podstawową zasadą bycia pewną siebie jest: olej hejterów. Brzmi mądrze? Pewnie! Gorzej już z rozwinięciem myśli (pseudocytat z pamięci w oparciu o dziesiątki tego typu postów, które już czytałam):
Ktoś Cię hejtuje? Olej go! Ktoś pisze, że mu się nie podobasz? Olej. Krytykuje Twoją pracę, stylizację, to co robisz? Nie przejmuj się. Ty jesteś najpiękniejsza i najważniejsza. Olej krytykantów, miej gdzieś co o Tobie mówią/piszą, znaj swoją wartość!
Na pierwszy rzut oka – jest w tym logika. Niepokój rodzi się we mnie gdy dostrzegam, że hejt miesza się z krytyką. Bezstresowo wychowywana młodzież ma ogromne problemy z przyjęciem jakichkolwiek uwag. Każde, nawet najmniejsze słowo przeciwko temu co robią czy jak się zachowują – odbierają jako hejt. A skoro hejt jest zły, trzeba go zignorować. Bez głębszego zastanowienia nad jego sensem.
Myśląc o tym zaczęłam się zastanawiać czy zdarzyło mi się kiedyś kogoś zhejtować – nie przypomniałam sobie takiej sytuacji, na szczęście. Ale w mojej pamięci zaraz pojawiły się wspomnienia innych grzeszków(?) – gdy wyraziłam swoją opinię, nie zawsze pochlebną. Gdy ktoś pytał o zdanie lub zdarzyło mi się powiedzieć co myślę o czyimś zachowaniu. Wprost, konkretnie, czasem nawet trochę zbyt ostro, w końcu wszyscy moi czytelnicy wiedzą, że bywam emocjonalna. Jednak zawsze: podpierając się argumentami i dokładnie ubierając wypowiedź w słowa, zaznaczając, że nie podoba mi się dane zachowanie czy sytuacja, a nie że mam coś do danej osoby.
I to, co w tym wypadku było najśmieszniejsze, a jednocześnie najtragiczniejsze – zawsze obrywałam za to, że bezmyślnie hejtuję. Pojawiały się pociski w moim kierunku. Głównie od nastolatków, uderzające bezpośrednio we mnie – że pewnie głupia i zakompleksiona i że gadam trzy po trzy, bo moja stara… i tak dalej. No, może aż tak ostrych wypowiedzi nie czytałam, bo odpowiednio szybko wyłączałam się z dyskusji – ale każdy kto miał odwagę publicznie skrytykować zapewne wie o co chodzi.
Hejt stał się naturalną reakcją obronną na krytykę. W takiej formie: wszyscy sobie przyklaskują, wszyscy są zadowoleni. Bo przecież bronią kogoś, kto w ich odczuciu został zhejtowany. Hejt jest zły, ale gdy staje się odpowiedzią na inny hejt – nagle staje się dobry. O co tu chodzi?!
Oczywiście w tym miejscu należy się zastanowić nad zasadnością jakiejkolwiek krytyki. Mądre poradniki o stylach życia każą nam porzucić wszelkie negatywne emocje, nie dawać się im. Pisanie bądź mówienie komuś o tym co nam się nie podoba jest negatywną emocją. Czy to jednak właściwa ścieżka?
Osobiście – dużo nauczyłam się z krytyki. Nawet tej, która na pozór wydawała mi się bezmyślnym hejtem. Modne jest twierdzenie, że krytyka powinna być konstruktywna – guzik prawda. Krytyka konstruktywna jest najlepsza, bo wtedy przynosi nam najwięcej korzyści, jeśli umiemy ją przeanalizować. Bo coś daje. Ale pamiętajmy, że mamy wolność słowa i każdy ma prawo mówić co chce. Nawet krytykować z jedynym argumentem „bo ja tak uważam„. Nawet jeśli robi to w stylu „jestem największym burakiem tego świata”. Pamiętajmy, że kultura (lub jej brak) wypowiedzi świadczą tylko o osobie się wypowiadającej. Nie o nas. A nawet z buraczanej wypowiedzi można wynieść sensowne wskazówki.
Chcę żyć z pisania i kręci mnie blogowanie – automatycznie więc wystawiam się na to, że komuś nie spodoba się to co robię. Akceptuję krytykę. Nie lubię jednak hejtów. Tych najbardziej bezmyślnych, w rodzaju: jesteś głupia, gruba i brzydka. Ale, z drugiej strony, ktoś ma swoje święte prawo tak o mnie myśleć. Ja muszę mieć w tym momencie twardy tyłek. Nie podoba mi się to, ale tak jest skonstruowany świat. Złość to emocja, taka sama jak miłość, radość czy nienawiść. Złość można przekuć w coś dobrego. Trzeba tylko się tego nauczyć.
Marzy mi się, by młodzież nauczyła się odróżniać hejt od krytyki. By nie wszystkie negatywne komentarze były zbywane stwierdzeniem: „olać to”. Współczesne pokolenia, nastawione na to, że ma być łatwo i bezstresowo, tracą podstawowe umiejętności przetrwania w dżungli tego świata. Okey, zgadzam się, to myśl bardzo ogólnikowa, ale patrząc statystycznie – upierałabym się, że jest w niej wiele racji.
Aby mieć siłę, prawdziwą siłę, trzeba kilka razy upaść. By się rozwijać – trzeba czasem popłakać i przeanalizować: czy jest to hejt, czyli głupia krytyka dla samej krytyki, czy może jest w tym ziarno prawdy? A może to bardzo konstruktywna krytyka, choć wyrażona niekulturalnie, to jednak mogąca zmienić nas w kogoś lepszego?
Rozróżniajmy.
Uczmy się wyciągać wnioski z krytyki, a te najprostsze i najbardziej bezmyślne hejty – olewać. Ale nie wrzucajmy wszystkiego do jednego worka – bo żyjąc w swojej skorupie, będąc zadowolonym z własnej spokojnej przestrzeni, łatwo możemy przestać się rozwijać jako ludzie. Staniemy się bardziej podatni na porażki, ciężej będzie nam się pozbierać gdy szef się wścieknie lub nauczyciel wstawi pałę. A szkoda by było, byśmy nieprzyzwyczajeni do tego, że czasem jest ciężej, stracili jakąkolwiek wiarę w to, że jednak najczęściej życie jest fajne.
Hejt w internecie jest przykry ale nie stanowi zbyt wielkiego problemu. Możemy taką osobę zablokować, wyrzucić z obserwowanych, nie odpisywać, kasować wiadomości i komentarze itd. Prawdziwy problem powstaje wtedy gdy hejt ma miejsce w realu.
Powszechność hejtu w internecie daje duże możliwości osobom, które lubią wyładowywać swoją frustrację zaczepiając innych, ale również tym, którzy nie umieją pogodzić się z krytyką, bo nadal wierzą we własną nieomylność. Generalnie, wiele ludzi myśli, że są bezkarni w internecie. Niestety (albo "stety") również w tej cyfrowej czarnej dziurze trzeba wykazać się odrobiną kultury. Umieć grzecznie wyrażać swoje zdanie i przyjmować krytykę na klatę- tego powinni nauczyć się internauci :/
KLIK
Odróżnianie "hejtu" to jedna z rzeczy, których powinniśmy się wszyscy (wszyscy jako "my ludzkość", niekoniecznie ludzie tutaj obecni) nauczyć. Mnie w ogóle zawsze przeszkadza, że samego tego słowa używa się bezrefleksyjne, a przecież to spolszczona pisownia słowa oznaczającego "nienawiść". Która według mnie nigdy nie jest dobra, chociaż może być czasem uzasadniona. Ale to, gdy ktoś został naprawdę skrzywdzony, a nie przeżywa młodzieńczy bunt. Gdyby ludzie myśleli nad znaczeniem słów i nad siłą ładunku emocjonalnego, jaki niosą… gdyby zamiast "hejtuję" miał napisać "nienawidzę", to może sam by stwierdził, że jednak nie ten kaliber sprawy i za chwilę się okaże, że ze światem jest coś bardzo nie tak.
*"hejtu" od krytyki – powinno być w pierwszym zdaniu. Palce nie nadążyły za mózgiem.
Takie akcje są dobre, ale często bywa, że ktoś nie akceptuje krytyki i uznaje to za hejt, myśląc, że jest doskonały…
Pozdrawiam, Liryczny Zakątek