Jak napisać książkę? Pamiętając, że pisanie to wspaniała przygoda! Historie tworzę od lat, wydałam już pięć książek i wzięłam udział w kilkudziesięciu antologiach. Byłam tłumaczona na czeski i angielski, a wszystkie te sukcesy zawdzięczam prawdziwej pasji. Pisarstwo to niełatwy zawód, ale satysfakcjonujący. O tym, jak wygląda moja literacka codzienność, rozmawiam z czytelnikami z mojego fanpage’a.
Gdy kilka miesięcy temu poprosiłam o zadanie mi pytań dotyczących pisarstwa, nie sądziłam, że wyjdzie z tego wpis na bloga. A jednak! Wierzę, że pisać każdy może, ale nie każdy ma w sobie dość samozaparcia, by robić to dobrze. A Ty jak sądzisz? Przeczytaj wywiad i daj znać!
Czy czytanie książek innych pisarzy jakoś wpływa na Twój warsztat/sposób pisania?
Uważam, że wszystko w życiu ma wpływ na nas, a co za tym idzie na naszą twórczość. Literatura nie jest tu wyjątkiem! Uwielbiam czytać książki i z każdej z nich coś wynoszę – czasem jest to świadome, gdy dostrzegę jakiś interesujący zabieg stylistyczny i próbuję go odtworzyć. Częściej jednak inspiracje są nieświadome. Nie wyobrażam sobie pisarza, który nie czyta (choć słyszałam, że tacy istnieją). Nie wiem jak inaczej, jak nie lekturą, wzbogacać swoje słownictwo, zderzać się z różnymi stylami narracji, odkrywać, że ten styl opisywania scen czy budowania postaci nas porywa, a inny odrzuca.
Czytam dużo różnej literatury, lubię czytać horrory, ale też sięgam po kryminały, thrillery, obyczaje, komedie… Słowem: wszystko, co mi w ręce wpadnie i mnie zaintryguje. Uważam, że to nie gatunek, a historia świadczy o jakości książki, dlatego daję szansę wszystkim. Poza tym w ten sposób też się bardziej rozwijam: nawet czytając romans mogę znaleźć elementy, które udoskonalą pisane przeze mnie opowieści.
Poza tym uwielbiam czytać poradniki dla pisarzy i nie wstydzę się tego. Inwestuję w swój samorozwój, lubię pisać intuicyjnie, ale lubię też rozumieć narzędzia, którymi się posługuję. Lata temu byłam na warsztatach z pisania prowadzonych przez Michała Larka i uczył nas stosowania twistu fabularnego. Wcześniej intuicyjnie go stosowałam, ale odkąd uporządkowałam wiedzę, o wiele sprawniej zaczęłam się nim posługiwać. Czym jest taki twist? Ogólnie chodzi o to, by czytelnik myślał, że czyta na jakiś temat i się czegoś spodziewał, a potem hyc! został zaskoczony przez pisarza. Świetny jest w tym Jo Nesbo – opisuje, że bohater wchodzi do starej szopy, widzi wiszącą kobietę w bikini, klimat jak z horroru… A po chwili dowiadujemy się, że ta kobieta uśmiecha się do nas z kart kalendarza wiszącego na ścianie.
Czym się kierujesz przy tworzeniu swoich powieści – słownictwo, stylistyka itp.?
Przede wszystkim intuicją. Poza świadomym korzystaniem z konkretnych narzędzi, pisząc po prostu „płynę”. Daję się porwać nurtowi opowieści, słowa same do mnie przychodzą, nadają klimat. Pisanie jest magiczne, bo za każdym razem mam wrażenie, że bohaterowie ożywają i to oni mi opowiadają swoją historię. Oni wiedzą, jak chcą ją opowiedzieć, a ja tylko staję się narzędziem. Jest w tym coś mistycznego, choć z natury jestem osobą bardzo twardo stąpającą po ziemi.
Czy stawiasz sobie cele, czyli tyle i tyle znaków/słów na dzień? Czy w ogóle czujesz potrzebę pisać codziennie, czy wolisz w momencie kiedy czujesz wenę i przypływ pomysłów?
To zależy od tego w jakim okresie swojego życia jestem i czy akurat goni mnie jakiś „deadline”.
Z jednej strony wiem, że regularne pisanie to podstawa skończenia powieści. Gdy mam termin lub czuję w sobie determinację, by skończyć opowieść, lubię wyznaczać sobie konkretne cele. Niektórzy pisarze twierdzą, że nie patrzą na liczbę znaków i to jest w porządku. Ale mnie liczenie znaków uspokaja, pozwala samej sobie pokazać: „Patrz, zrobiłaś dzisiaj tyle i tyle, to jest twój wynik, możesz być z niego dumna!”.
Z drugiej strony teraz, w pandemii, gdy życie stało się dość monotonne i zamknięte, rutyny doprowadzają mnie do szału. Nie mam żadnego konkretnego terminu na tę chwilę, nic mnie nie goni, więc pozwalam sobie na bardziej kreatywne pisanie, różnorodne, uwarunkowane aktualnym nastrojem.
To, co jednak jest w tym wszystkim najważniejsze, to że potrafię pisać na zawołanie. To jest moja tajna moc, którą oczywiście musiałam w sobie wytrenować. Jeśli dostaję zlecenie, zaproszenie do udziału w antologii – potrafię rozpisać sobie plan i się go trzymać. Wtedy regularne pisanie jest dla mnie bardzo ważne i potrzebne, bo daje mi poczucie bezpieczeństwa, wiem, że się wyrobię.
I chciałabym pisać codziennie, przez całe życie, ale to rutyna, a na mnie rutyny bardzo źle wpływają. To trochę zabawne, bo większość osób potrzebuje rutyny do lepszego funkcjonowania, zwłaszcza w stresujących warunkach, w jakich teraz wszyscy się znaleźliśmy. A ja, jak podręcznikowy ekstrawertyk, muszę doświadczać zmian i niespodzianek, by nie zwariować.
Lubisz słuchać muzyki przy pisaniu czy potrzebujesz całkowitej ciszy? A jeśli słuchasz to jakich gatunków/wykonawców?
Lubię pracować zarówno w ciszy, jak i przy muzyce. To zależy od tego nad czym akurat pracuję i czy jestem sama w domu – bo jako ciszę rozumiem ciszę absolutną, bez żadnych głosów za drzwiami.
Moja najnowsza powieść (która aktualnie szuka wydawcy) „Kobieta w żółtej sukience” powstawała przy playliście na Spotify pt. „Horror dubstep” oraz kawałków Zamilskiej. Teraz pracuję nad opowiadaniem i robię to w rytm playlisty „Chillout classics”. Żadna z nich nie oddaje w stu procentach tego, jakiej muzyki słucham na co dzień. Do pisania potrzebuję dobrego rytmu i jak najmniej wokalu. Nie mogę tworzyć przy ulubionych piosenkach, bo odruchowo zaczynam je śpiewać albo wręcz wplatać cytaty w tekst (śmiech)!
Ile godzin jednorazowo poświęcasz na prace nad nową powieścią, a może zależy to od przypływu kreatywność?
Nie umiem pisać, w znaczeniu dosłownym, dłużej niż dwie godziny jednorazowo. Potrafię w tym czasie dobić do 10-15 tysięcy znaków i uważam to za satysfakcjonującą ilość. Nie zmienia to faktu, że zdarza mi się w ciągu dnia kilkakrotnie siadać do pisania i zaliczyć dwie czy trzy pisarskie sesje. Zwykle jednak mam czas na jedną. Natomiast to, ile piszę, nijak się nie ma, do tego ile czasu poświęcam na prace nad powieścią!
Pisarz to specyficzny zawód. Mogę siedzieć w ogrodzie z zamkniętymi oczami, grzać się w słońcu… i też pracuję. Biegać ze szczotką, sprzątać i też pracuję nad książką. Nawet mogę oglądać jakiś serial, a mój mózg nadal jest w pracy. Prawda jest taka, że gdy pracuję nad konkretną powieścią czy opowiadaniem, nie wychodzę z historii. Miewam momenty luzu, gdy udaje mi się zapomnieć o wykreowanym świecie, ale jeśli naprawdę „cisnę”, by wyrobić się w terminie lub po prostu skończyć dla własnej satysfakcji – ciągle „piszę”. W swojej głowie układam słowa, myjąc zęby, planuję ruchy postaci, robiąc obiad, wsłuchuję się w ich potrzeby, idąc spać. To szaleństwo, ale kocham takie życie.
Jak napisać książkę? Czy robisz plan powieści, spisujesz punkty/słowa kluczowe/hasła ważne dla fabuły czy wolisz pielęgnować historie w swojej głowie i ją spisywać tak, jak Cię ona prowadzi?
„Jak napisać książkę” to bardzo złożony temat i mógłby z tego powstać osobny wpis na bloga…
Ogólnie rzecz biorąc, znam różne techniki i wybieram te, na które aktualnie mam ochotę.
Rzadko robię kompleksowy plan powieści, wolę iść na spontan. Jednocześnie zawsze znam główne punkty, kluczowe zdarzenia, do których bohaterowie muszą dotrzeć, by czytelnik mógł przeżyć katharsis.
Czasem, gdy pracuję nad złożoną fabułą, jak miało to miejsce w przypadku „Kobiety w żółtej sukience”, otaczam się wieloma notatkami. Lubię chaos w notatkach, lubię pisać na luźnych kartkach, do góry nogami w zeszycie, od prawej do lewej… Odnajduję się w tym, a taki „bałagan” pomaga mi uprzątnąć myśli. Gdy pracowałam nad powieścią akcji science-fiction „Syndrom Riddocha: Lepszego świata nie będzie”, nie miałam planu. Wiedziałam, że chcę osadzić akcję w świecie przyszłości, oślepić główną bohaterkę, otoczyć ją zombiakami i pozwolić sobie płynąć. Na taki styl pisania miałam wtedy ochotę.
Pamiętajmy jednak, że spontaniczne pisanie nigdy nie jest tak naprawdę spontaniczne. Dobry pisarz zawsze musi znać świat, w którym ulokuje bohaterów. I swoich bohaterów, oczywiście. Wie też, o czym jest historia, co właściwie chce opowiedzieć lub jakie emocje wzbudzić w czytelniku. Każdy gatunek rządzi się swoimi prawami. Nie wyobrażam sobie na przykład pisania kryminału o seryjnym mordercy, nie wiedząc od początku, kto nim będzie. Nie wyobrażam też sobie horroru o demonie, nie znając bohaterki i demona. Ale nie muszę wtedy wiedzieć dokładnie, krok po kroku, co się wydarzy, bo moja kreatywność najlepiej działa, gdy po prostu siadam do pisania. Ale każdy z nas, twórców, jest inny w tej kwestii. I dzięki temu tak różne i ciekawe książki tworzymy.
Wydawało mi się, że wczoraj zostawiłem tu komentarz, a dzisiaj nie widzę nic.
Przyznam, że Pani mi zaimponowała swoimi publikacjami.
Też mam trochę, ale jestem starszy i ciągle niepewny jak to moje pisanie wychodzi.
Ciągle się uczę i słucham rad.
Tak, wszystko jest, nie zawsze się wyrabiam z zatwierdzaniem i odpisywaniem na komentarze na bieżąco – czasem muszą chwilę poczekać, ale nic nie ginie 🙂
Ja też jestem informatykiem i również piszę beletrystykę.
Właśnie założyłem bloga, który ma łączyć te dwie pasje.
Bywają tu prawie zwykłe artykuły o informatyce i naukach pokrewnych, tyle że ekstremalnie przystępne.
Są też felietony, sporo opowiadań i kilka piosenek z moimi tekstami ale muzyką cenionego kompozytora.
Zgodnie z tytułem tematyka wokółinformatyczna.
Moi bohaterowie pasjonują się informatyką, matematyką lub fizyką.
Przygody, które przeżywają są bardzo ludzkie.
Nie tylko zawodowe, ale często też uczuciowe.
Ma to fachowe treści uczynić strawniejszymi.
Często dołączam bibliografię lub linki, które pozwalają pogłębić fachowe treści.
Mam nadzieję, że moi czytelnicy dodadzą komentarzy kierujących do odpowiednich źródeł.
Staram się w miarę możliwości konsultować te utwory nie tylko od strony merytorycznej ale również formy literackiej czy dramaturgicznej.
Zajrzałam, pamiętam zajęcia u Pana 🙂 Dziękuję za podzielenie się swoimi pracami!