Sylwia Błach

projekt i wykonanie: Sylwia Błach

(Nie)kulawy Londyn #1 – samolot, taksówki, komunikacja miejska

Podróżowanie jest fantastyczne! Odkrywanie świata, poznawanie nowych miejsc, zderzenie z inną kulturą i to poczucie wolności, oderwania się od spraw codziennych, choć na chwilę, choć na moment. Bycie w nieustannym ruchu napędza mnie do działania.

Jednakże podróżując na wózku, nie zawsze jest tak łatwo. Zdarzenia, które przerabiałam wielokrotnie: brak przystosowanej komunikacji miejskiej, pomyłka w systemie rezerwacyjnym hotelu i pokój tak mały, że nie da się w nim obrócić; inna kultura, a co za tym idzie inne podejście do problemu. Przyjaciółka kiedyś mi powiedziała, że gdyby miała z tyloma sprawami się użerać w trakcie wakacji – szybko by znienawidziła wyjeżdżanie. Ja chyba się już przyzwyczaiłam, bo nie robi to na mnie żadnego wrażenia.

Są jednak takie miejsca na ziemi, w których kulawy nie musi się martwić o to jak sobie poradzi. Miejsca, gdzie przepisy jasno zabraniają kogokolwiek dyskryminować, a dla ludzi równość w dostępie do kultury, rozrywki czy transportu jest czymś normalnym, nie wywalczonym.

Dzisiejszy (i kolejny) wpis dotyczą podróży do jednego z takich miejsc. Londyn – niesamowite miasto, w którym nauczyłam się nie martwić o to, czy wszystko się uda. Bo jak mogłoby nie?

Lecimy!


Pierwsze i chyba najważniejsze: lot samolotem jest bezproblemowy. Często spotykam się na różnych grupach dla niepełnosprawnych z pytaniem o to jak wózkers może sobie poradzić na pokładzie samolotu. Sama za pierwszym razem nie do końca wiedziałam czego się spodziewać, kto będzie mi pomagał, czy będę mogła zostać na swoim wózku aż do momentu odlotu. Szczególnie zaniepokoił mnie zapis z regulaminu WizzAir o tym, że pasażer, który nie jest w stanie samodzielnie się poruszać – musi podróżować w towarzystwie „asystenta” (źródło). Choć nie zamierzałam lecieć sama, to jednak nie wiedziałam jak wiele obowiązków związanych z dźwiganiem mnie „asystent” będzie musiał przejąć.

Okazuje się, że żadne!

Zarówno na lotnisku w Poznaniu, jak i na lotnisku w Londynie, osoba niesamodzielna może liczyć na pełną pomoc od obsługi lotniska. Swój lot co prawda trzeba zgłaszać 48 godzin wcześniej, by informacja o oczekiwanej pomocy została przekazana komu trzeba, ale w przypadku lotu samolotem nie wydaje mi się to szczególnym utrudnieniem.

W Poznaniu osoba niepełnosprawna może aż do samego wejścia do samolotu pozostać na swoim wózku. Następnie obsługa pomaga przesiąść się na specjalny schodołaz – krzesełko, które wjeżdża po schodach. Jest to najbardziej nieprzyjemny moment podróży, ponieważ krzesełko jest wąskie i sztywne. Jeśli ktoś ma niestabilny kręgosłup, musi być cały czas dodatkowo asekurowany. Schodołaz obsługują dwie osoby, więc już w trójkę zmieścić się na stopniach jest ciężko. Nie potrafię sobie też wyobrazić na tym urządzeniu osoby naprawdę grubej – ja jestem drobna, a miałam wrażenie, że siedziska ledwo pode mną starcza. Z uwagi na tempo pakowania, nie zrobiłam żadnych zdjęć tego urządzenia. Znalazłam jedno w sieci, które prezentuję poniżej – choć nie jest to dokładnie ten typ schodołazu, którym miałam (nie)przyjemność podróżować, to jest na tyle podobny, by było widać o co mi chodzi.

I jedna ważna rzecz – nie należy patrzeć w dół. Z powodu braku podpórek bocznych czy choćby jakiejś rurki, której można się złapać – spojrzenie pod siebie grozi zawałem. No, chyba że ktoś lubi ten dreszczyk emocji, gdy wisi się nad przepaścią.

Kształt schodołazu ma swoje małe uzasadnienie – jest on na tyle wąski, że może wjechać między fotele samolotu. Wtedy obsługa pomaga przesiąść się na fotel lub gdy zachodzi potrzeba – po prostu na fotel przenosi. Nie przeszkadza mi, gdy dźwiga mnie ktoś obcy, jednak nie będę udawała, że jest to w pełni komfortowe – taka sytuacja wymaga przecież dużego zaufania do drugiej osoby. Muszę jednak pochwalić, że zarówno w Poznaniu, jak i potem w Londynie, przez cały czas czułam się bezpiecznie.

Jak już o Londynie wspomniałam – ciekawi jesteście jak lotnisko w Londynie pomaga niepełnosprawnym?

Oj, tam to już jest pełen serwis!

Zamiast schodołazu – do samolotu podjeżdża olbrzymi samochód-winda (mniej-więcej taki jak na znalezionych przeze mnie w sieci zdjęciach – poniżej). Można przesiąść się od razu na swój wózek, ponieważ wózek jest podstawiany aż do samolotu, ale opcji tej nie polecam – w środku jest naprawdę mało miejsca, a przeciętny wózek jest za duży, by zmieścić się między fotelami.

Jak to zostało rozwiązane?

źródło zdjęcia: http://www.airport.md/

Na lotnisku w Londynie obsługa podstawia krzesełko na kółkach – coś jak wspomniany wyżej schodołaz, ale wygodniejsze. Najpierw obsługa przenosi osobę z niepełnosprawnością na to krzesełko, a gdy już dotrze do samochodu-windy – przesadza na wózek. Następnie wózek zostaje przymocowany do podłogi, winda opuszczona, a samochód dojeżdża do terminalu.

Oczywiście przez cały czas podróżuje się w towarzystwie obsługi, aż do wyjścia głównego.

Taxi!


Lot nasz trwał około dwóch godzin. Lądowaliśmy na lotnisku Luton, więc czekała nas godzinna podróż do Londynu. W tej sytuacji wygodną opcją okazują się taksówki.

W Polsce znalezienie taryfy, która zabierze osobę na wózku, nie jest łatwe. Ostatnio w Warszawie znalezienie kogokolwiek zajęło godzinę. O tym, że kwota była bardzo wysoka – nie wspomnę. Gdy jakiś czas temu szukałam taksówki w Poznaniu – znalazłam jedną, z ceną zdecydowanie wygórowaną. Słabo.

W Londynie wszystkie te znane z filmów „małe czarne samochodziki” są przystosowane. Osoba na wózku wjeżdża do nich po rampie, następnie z wózkiem zostaje przypięta specjalnymi pasami do podłogi i wziu! – można ruszać w drogę.

Niestety, taryfiarze już tacy fajni nie są – ten, z którym miałam przyjemność jechać, nie miał zielonego pojęcia jak zamontować pasy i wózek ciągle się ruszał. Pierwszy raz w życiu cieszyłam się, że jadę w korkach – nie było okazji by się rozpędzić i sprawdzić jak bardzo chybotliwe są moje cztery koła. Podobnie było wieczorem, gdy znów miałam przyjemność tym typem taksówki się przejechać – tym razem taksówkarz nawet nie wpadł na to, by wózek przypiąć, więc tak jak jechaliśmy całą ekipą, tak cała ekipa dbała, bym się nie wygibała.

Jednak frajda z przejechania się klasyczną czarną londyńską taksówką – warta jest wszystkiego!

Źródło zdjęcia: http://london-taxis.co.uk/accessibility

W trakcie tego oraz poprzedniego pobytu miałam też przyjemność korzystać z innych korporacji taksówkowych i muszę powiedzieć, że te, z którymi jechałam, zawsze miały dobrze przystosowany samochód do podróży przez osobę niepełnosprawną. Rampy, podjazdy, pasy – to norma. A także umiejętność ich obsługi i gotowość do pomocy. Szczególnie tutaj muszę polecić Addison Lee – taksówki nowoczesne, czyste, odpowiednio przystosowane i z kierowcami, z którymi aż chce się jechać.

A może tak autobusem?


W trakcie swojego pobytu nie miałam okazji na własnej skórze przetestować autobusów czy pociągów, jednak to, co widziałam, nastroiło mnie pozytywnie. Autobusy są przystosowane, więc wsiadanie do nich nie powinno przysparzać kłopotów. Także kilka pociągów przykuło mój wzrok, gdy mijaliśmy dworzec – również były oznaczone jako przystosowane. Jednakże nie jechałam, więc szczegółów nie przedstawię.

Jak zwykle – z krótkiej notki informacyjnej wyszedł mi tekst długi i szczegółowy. Dlatego tutaj przerwę, dzieląc tę relację na dwie części. W kolejnej opowiem o tym, czy London Eye jest dostępne, jak sprawa wygląda z hotelami i restauracjami oraz ogólnie jakie jest podejście do tematu kulawości.

Zostaje mi tylko napisać: ciąg dalszy nastąpi!

5 komentarzy

Leave a Comment

Skip to content