Londyn – miasto, które nie śpi, miasto, które zachwyca. Architektonicznie niezwykłe, kulturowo zróżnicowane, zachęca do kluczenia między parkami, barami, kościołami, do intensywnego odkrywania wszystkich swoich zakamarków. Londyn – uwielbiam to miasto!
W pierwszym wpisie krótkiej – bo dwucześćiowej – serii (Nie)kulawy Londyn pisałam o tym jak osoba z niepełnosprawnością może poruszać się po mieście, okolicy i przede wszystkim – jak może dotrzeć tam z lotniska. O tym jak wygląda podróż kulawego samolotem oraz czy taksówki są przystosowane przeczytacie TUTAJ.
Dziś podzielę się z Wami kilkoma spostrzeżeniami dotyczącymi dostępu do rozrywki, poziomu przystosowania hoteli czy knajp. I choć mój research bazuje na zaledwie kilku miejscach, które w trakcie dwóch dwudniowych pobytów udało mi się odwiedzić, to już na wstępie mogę powiedzieć: jest dobrze!
Pozornie nieprzystosowane
Na pierwszy rzut oka wiele miejsc w Londynie jest nieprzystosowanych dla potrzeb osób na wózkach. Wysoki stopień na wejściu do baru, kilka schodków wewnątrz restauracji – to normalny widok. Wiele miejsc znajduje się w zabytkowych kamienicach, więc ja – Polka, która regularnie słyszy od właścicieli klubów czy restauracji, że się nie da, bo zabytek – spodziewałam się, że w Londynie także „się nie da”.
Różnica tkwi w kulturze.
Obsługa widząc osobę na wózku nie oferuje silnego ramienia czy ochroniarzy, którzy pomogą wnieść wózek. Zamiast tego z zaplecza przynosi rampę, rozkłada ją, zaprasza do środka. Wszystko to dzieje się sprawnie i naturalnie. Czasem, gdy stopni jest zbyt wiele, prowadzi do drzwi obok. Jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że do jednej z restauracji weszliśmy przez hol nienależący do restauracji, a do kolejnego lokalu użytkowego. Jeszcze większe było moje zdziwienie, gdy w luksusowym hotelu najpierw wpadłam na długie schody, a już po chwili ujrzałam obsługę z równie długą rampą.
W Londynie nie istnieje hasło, że czegoś nie da się przystosować. Rampy, boczne wejścia, rozkładane podjazdy – to norma. To cieszy, choć oczywiście można upierdliwie stwierdzić, że związane jest z nieustannym proszeniem o pomoc. I owszem, trafiliśmy na miejsca, w których znalazłoby się miejsce na zbudowanie podjazdu, a zamiast tego rampa szła w ruch – co przy częstym wchodzeniu i wychodzeniu może frustrować – jednak w większości przypadków zamienniki do trwałych podjazdów stosowano tam, gdzie nie dało się problemu rozwiązać inaczej.
HoteLOVE
Knajpy knajpami, ale spać gdzieś trzeba. Miałam przyjemność nocować w dwóch hotelach, trzy i pięciogwiazdkowym, więc standard był wysoki. Jednak nie zawsze pomieszczenia na tyle duże, bym była w stanie się w nich poruszać na wózku elektrycznym. Na szczęście miałam ze sobą tylko wózek aktywny, więc problem nie wystąpił, jeśli jednak ktoś zamierza się wybrać na wycieczkę do Londynu na elektryku – tak jak na całym świecie, trzeba o wszystkie szczegóły dopytać. Małe łazienki, wąskie korytarze – to niestety też się zdarza. I, moja zmora, grube dywany, które w Londynie są chyba wpisane w pewien standard hoteli, a przy poruszaniu się na wózku aktywnym, są największym koszmarem.
London Eye
W trakcie wrześniowego wyjazdu spełniłam też swoje angielskie marzenie – przejechałam się London Eye. Oczywiście, gdy wszyscy zachwycali się widokami, ja podziwiałam konstrukcję stalowego potwora. Cytując nowomowę: „Inżyniery tak mają”. Szkło, metal, olbrzymie śruby, konstrukcja tak wizualnie lekka, delikatna, a jednak silna, każdego dnia dźwigająca tony… Jak tu się nie zakochać?
Przystosowanie London Eye dla osoby na wózku nie pozostawia nic do życzenia. Dostęp do kasy z biletami jest łatwy, samo wejście do gondoli – również. Obsługa podkłada specjalny podjazd, drzwiczki są wystarczająco szerokie, w środku też jest odpowiednio dużo miejsca, nie mam powodów do narzekania. London Eye to nie tylko koło widokowe – to także eksperymentalne kino 4D wliczone w cenę biletu. Krótki film reklamowy jest fantastycznie zrealizowany, a pokaz daje pogląd na wszystkie możliwości tej rozrywki: wiatr, zapach, nawet śnieg na sali przez chwilę sypał! Dla mnie bomba.
Ach, i spotkałam Angelinę i Brada!
No dobra. „Spotkałam” ich woskowe figury, umilające oczekiwanie w kolejce po bilety. Jednak moja miłość do Angeliny jest tak silna, że i widok jej figury przyprawiłam mnie o palpitację serca. Mała rzecz (z wosku) – a cieszy.
Reasumując…
Czy Lodyn jest przystosowany?
Ogólnie rzecz ujmując: tak. Na pewno jest to miasto bardziej dostępne niż większość polskich miast. Podjazdy, rampy, automatycznie otwierane drzwi – z tym podróżnik spotyka się na każdym kroku. Oczywiście, jak na całym świecie, zdarzają się niedociągnięcia czy rozwiązania nieprzemyślane – jak choćby kładzenie grubych dywanów w przystosowanych pokojach – jednak nie wierzę, że w jakimkolwiek miejscu na świecie jest idealnie. Nie da się, a choroby są na tyle różne, że choć ja zwróciłam uwagę na pewne elementy, inny wózkers prawdopodobnie zwróciłby uwagę na inne rzeczy.
Mimo to uważam, że kultura Anglików i ich podejście do tematu przystosowywania – wymuszone choćby Konwencją ONZ o Prawach Osób Niepełnosprawnych – znacząco wpływa na poprawę jakości życia kulawych w Anglii.
Mam nadzieję, że i w naszym kraju hasło „nie da się” będzie coraz częściej zastępowane stwierdzeniem „coś wymyślimy”. Bo gdy są chęci, to znajdują się możliwości. A w Londyńczykach – chęci jest co niemiara!
Zazdroszczę Ci tego wyjazdu! Bardzo chciałabym kiedyś pojechać do Londynu. Cieszę się, że Twój wyjazd się udał, no i że to miasto jest tak przygotowane na osoby niepełnosprawne – mam nadzieję, że kiedyś i u nas w kraju tak będzie.
Pozdrawiam 🙂
Oh, byłaś u mnie na miedzy! Szkoda że nie udało się spotkać! Pozdrawiam Cię bardzo ciepło ;*
Podoba mi się to, że od razu rozkładali ci rampy itp itd. To bardzo miłe! I zazdro samego Londynu, bardzo chciałabym tam pojechać 🙂