Sylwia Błach

projekt i wykonanie: Sylwia Błach

Je t’aime Paris! część I

Wróciłam.

Siedzę przed komputerem, a czas przepływa mi przez palce. Spalona słońcem, z melancholijnym uśmiechem na ustach, z tęsknotą w oczach, powolutku uświadamiam sobie, że wróciłam z Paryża… Radośnie, choć ze łzą w oku wspominam każdą chwilę, przeżywam ją na nowo, smakuję. Mam wrażenie jakbyśmy wyjechali wczoraj, a jednak jakimś cudem jestem znów w domu. Dziś rzeczywistość średnio do mnie dociera. Nic dziwnego, kawałek siebie zostawiłam 1300 km stąd. Kawałek serca.

To były jedne z moich piękniejszych wakacji. I choć najchętniej siedziałabym i wspominała, to jedna rzecz wydaje mi się jeszcze bardziej przyjemna: wspominać z Wami. Postaram się opowiedzieć ten tydzień z najdrobniejszymi szczegółami. Co się je, co pije, gdzie byłam, jak się żyje, co mnie zaskoczyło, na jakie udogodnienia mogą liczyć niepełnosprawni, w czym się zakochałam, a co znienawidziłam… Mam nadzieję, że dzięki temu poczujecie jakbyście byli ze mną, rozsmakujecie się i zakochacie w tym niezwykłym miejscu. Czy zmieszczę się w jednym poście? Wątpię, aczkolwiek to się zaraz okaże…

Drogi Czytelniku, zabieram Cię na wycieczkę do Paryża! Szykuj nogi na wielogodzinne spacery i głowę na wina dekadentów. Ruszamy!


Dzień Pierwszy – Dojechaliśmy! 
Wyruszyliśmy w podróż we wtorek popołudniu, a dotarliśmy w środę. Droga była prosta i niezwykle monotonna – komunikaty GPS-a „za 200 km jedź prosto” w pewnym momencie przestały nas bawić. Prosto, prosto, wciąż przed siebie. Ilość zakrętów mogłabym policzyć na palcach jednej ręki – i wcale nie przesadzam. Na szczęście samochód jest na tyle duży, że śmiało mogłam przespać część drogi, pozostały czas spędzając na lekturze „Zombiefilii”.

Aż w końcu na horyzoncie ukazał się wymarzony Paryż! Zatrzymaliśmy się w hotelu Residence Richemont, w dzielnicy trzynastej, zwanej też „chińską”. Przywitał nas niezwykle sympatyczny recepcjonista, a po chwili oczekiwania wręczył klucze do pokoju. I wtedy chyba po raz pierwszy w pełni do mnie dotarło, że jestem już u celu!


Residence Richemont to najtańszy hotel, który udało mi się znaleźć w oczekiwanym standardzie. Cóż, gdy ceny podane są w euro, to tak naprawdę nic nie jest tanie, ale uwierzcie, że znalezienie w Paryżu trzyosobowego pokoju przystosowanego dla wózków do łatwych zadań nie należy. Wysłałam kilkadziesiąt maili i w końcu trafiłam na RR. Warunki okazały się dobre, więc szczerze mogę polecić. Pokoje nie były wielkie, ale spokojnie można poruszać się w nich wózkiem. Szerokość drzwi także nie stanowiła problemu. Spora łazienka i wysokie łóżko – wszystko to, co niezbędne. Aczkolwiek nic ponadto. W łazience oczywiście znajdował się taboret prysznicowy (chciałabym posadzić tego, kto wymyślił te cholerne maleńkie stołki na nim, na krótką chwilę obdarzyć go problemami z poruszaniem, a potem kazać się umyć – powodzenia), ale na szczęście mokre łazienki mają to do siebie, że można sobie radzić na różne sposoby. Problemem była maleńka winda do jadalni, jednak na upartego się mieściłam (a gdybym chciała obsługa mogłaby mi przynieść śniadanie do pokoju) oraz tradycyjnie już przyciski do windy umieszczone na takiej wysokości, że by do nich sięgnąć trzeba się sporo nagimnastykować. To jednak drobne niedogodności, najważniejsze, że było czysto i gdzie spać – a czego więcej chcieć na wakacjach?

Po krótkim odpoczynku wyruszyliśmy w miasto. Cóż, po tylu godzinach jazdy nikt nie miał sił na daleką wędrówkę, więc zwiedzaliśmy najbliższą okolicę. Krótki spacer nad rzeką (przywitał nas chłód i ziąb… na szczęście pogoda z każdym dniem stawała się lepsza), a potem powrót do pokoju. Po drodze oczywiście wstąpiliśmy do sklepu z winami, by rozpocząć wakacje w stylu iście dekadenckim. W końcu to Paryż, królestwo bohemy!


Zaskoczyło mnie kilka rzeczy:

Przede wszystkim spodziewałam się, że popatrzę na stylowo ubrane kobiety. Paryż ponoć jest stolicą mody, liczyłam więc na ciekawe inspiracje! Jak ja się myliłam… Francuzki ubierają się brzydko. I wcale nie przesadzam. W Polsce w dużych miastach widać, że wiele kobiet o siebie dba, ma wyjątkowy styl. Tam? Znoszone ciuchy, by nie rzec: szmaty. Kolejne dni gdy zwiedzaliśmy już całe miasto nie zmieniły mojego poglądu. Paryski szyk nie istnieje. Najlepiej wyglądają zdecydowanie Azjatki, znane zresztą na cały świat ze swego gustu. Jakiś poziom jeszcze prezentują mężczyźni, szczególnie ci po czterdziestce, dbający o siebie. Ale Paryżanki? Słabiutko, oj, słabiutko.

Warto też wspomnieć o tym, że Paryż to niezwykle głośne miasto. Nie mogę powiedzieć, że mam duże porównanie, ale trochę podróżowałam i takiego hałasu jeszcze nigdzie nie spotkałam. Ponadto Paryż w lipcu jest miastem remontów – nawet nasz hotel poddawany był gruntownej renowacji! To wszystko razem tworzy obraz miasta ruchliwego i głośnego.

Największym jednak zaskoczeniem był ruch uliczny. Ha, teraz będę musiała się pilnować, by w Polsce poprawnie korzystać z pasów. Odzwyczaiłam się! W Paryżu bowiem gdy jest czerwone światło i nic nie jedzie – to idziesz. A gdy coś jedzie – to też idziesz. Przecież cię nie rozjedzie! Sądziłam, że to samowolka, ale gdy kilka dni później grzecznie stanęliśmy na czerwonym, bo obok stał radiowóz, a pan policjant nam pomachał, że mamy iść, zrozumiałam, że dla nich to norma. Cóż, zawsze sądziłam, że takie rzeczy tylko w Azji!

Wracając do wizyty w sklepie z winami – to jedno z tych miejsc, które trzeba odwiedzić. W Polsce jeszcze nie spotkałam, by sprzedawca miał tak niezwykłą wiedzę na temat tego co sprzedaje. O każdym gatunku potrafił powiedzieć jak smakuje i co się do niego je – ewentualnie tak dobrze udawał, że uwierzyłam w jego wiedzę. Przy tym Francuzi są niezwykle radośni i życzliwi, więc zagadywał skąd jesteśmy, polecał, żartował. Brakuje Polakom takiego luzu połączonego ze znajomością tematu. Bo to było najpiękniejsze – że się nie wymądrzał.

Wieczór przywitał mnie ciepłym łóżeczkiem. Pięć godzin snu miało mnie przygotować na kolejny dzień – szalony i niezwykły. Ale o tym w następnym poście 🙂

7 komentarzy

    • blach

      Hmm, mogę tylko zgadywać, kto też jest Twoim mężem, ale skoro mieszkacie blisko, to chyba mam swój typ ;D Dzięki za komentarz i cieszę się, że zostaniesz na dłużej! 🙂

    • blach

      Ja mam kilka takich swoich miejsc. Jak już będę bogata (ha, ha…) to w każdym z nich kupię sobie mieszkanie 🙂 W Paryżu na pewno w dzielnicy Montmartre! 😀

  • Ach, już kolejna osoba była w Paryżu. Jeszcze takiego wysypu wycieczek do jednego miasta tudzież kraju nie byłam świadkiem.

    A co do notki. Myślę sobie trochę długa, ale zaczęłam czytać i nawet nie wiadomo kiedy skończyłam z myślą i miną "Co, już koniec?! A przecież wyglądało na tak długaśny tekst." To wszystko takie ciekawe i nawet nie wiadomo kiedy się kończy. A szkoda, wielka szkoda bo z chęcią jeszcze bym trochę poczytała. 😀

    Oj, ciekawie to wszystko wygląda. Przez Francję tylko przejeżdżałam, kiedy wracałam z promu, więc Paryża nie miałam okazji zwiedzić. Ale co do hałasu – od razu przypomniał mi się Londyn. Ludzi pełno, hałasu pełno, remontów też niemało. Ledwo idzie się tam zmieścić. Ale piękne to wszystko, takie inne, przyciągające, fascynujące. I teraz czekać tylko na kolejną okazję by znów zawitać to tego wielkiego świata. A co do ubioru to się zdziwiłam, bo również myślałam, że Paryż jest taki światowy. Te wszystkie Gucci’e i nie Gucci’e te wszystkie Dolce i Gabbany, a tu co? Nic nie widać? Naprawdę? No nie… Anglia słynie z niezbyt dbających o swój wygląd kobiet, ale Paryż? Tego to się nie spodziewałam.

    I czekam z niecierpliwością na kolejne notki i zdjęcia z Paryża! 😀

    Pozdrawiam! 🙂

    • blach

      Cieszę się, że dobrze się czytało. Zwłaszcza, że kolejne będą dłuższe 😛 Postaram się już dziś naskrobać część drugą 😉 A co do ubioru – niestety 🙁 Planowałam na drugiego bloga zrobić post "Paris Street Style", a zwyczajnie nie miałam co fotografować!

Leave a Comment

Skip to content