Kobiet w branżach ścisłych i technologicznych jest coraz więcej, ale te liczby nadal są małe. Według danych z raportu Fundacji Edukacyjnej Perspektywy, w 2017/2018 roku kobiet na uczelniach technicznych było 37%. To trochę więcej jak jedna trzecia wszystkich studentów. Gorzej, że kobiet na kierunkach informatycznych było tylko 5,8%. Jako przedstawicielka tej wąskiej grupy, zarówno pracująca w zawodzie, jak i doktorantka na Politechnice Poznańskiej wiem, jak niedobra jest to statystyka.
Nie będę dziś mówić o predyspozycjach, choć gdy pojawia się temat kobiet w IT, słowo to każdemu od razu ciśnie się na usta. Uważam, że o ile niektóre ograniczenia fizyczne mogą sprawiać, że do jakiegoś zawodu nie mamy predyspozycji, o tyle płeć w branży ścisłej nie ma znaczenia. Dziś jednak post pełen pozytywnych emocji! Powiem Wam słów kilka o motywacji i kobiecej przyjaźni. Słowem: opowiem o akcji Lean In STEM, w której miałam przyjemność być jedną z mentee.
Kim jest mentee? To osoba, która poddawana jest mentoringowi. Kim zatem jest mentor? Korzenie tego terminu znajdziemy w Odysei Homera. Oznaczał osobę, której celem było wychowywanie i uczenie. Tak jest i dzisiaj: mentor to osoba, która ma za zadanie dzielić się swoją wiedzą, wspierać w podejmowaniu decyzji, służyć dobrą radą, ale też uczciwie powiedzieć, gdy któreś z zachowań jest niewłaściwe.
Lean in STEM, czyli kobiecy program mentoringowy, stał się dla mnie okazją do samorozwoju. STEM – Science Technology Engineering Mathematics – to określenie obejmujące branże ścisłe, technologiczne i matematyczne. Na początku akcji, rok temu, każda ze studentek i absolwentek kierunków STEM, zainteresowana technologiami, tworzeniem startupów czy rozwojem naukowym, mogła wybrać sobie mentorkę i zgłosić się do udziału w programie. Jeśli zaglądasz tu regularnie, wiesz, że uwielbiam konkursy, nie mogłam więc odpuścić sobie tak świetnej okazji do nauczenia się czegoś nowego. Wybór był trudny, każda z mentorek miała coś do zaoferowania, ale ostatecznie zdecydowałam się na współpracę z Renatą Kaczoruk, która jest jedną z założycielek polskiego oddziału Girls in Tech, wziętą modelką i osobą związaną z mediami. Chciałam dowiedzieć się jak łączy karierę w telewizji z branżami ścisłymi, jak zarządza swoim czasem, godzi obowiązki zawodowe z domowymi, wybiera projekty godne uwagi i w tym wszystkim ma czas dla siebie. Wysłałam zgłoszenie i czekałam na decyzję…
Na tym etapie to mentorki wybierały z kim chcą pracować. Spośród zgłoszeń, Renata wybrała właśnie mnie. W czerwcu 2017 roku zaczęła się nasza wspólna przygoda.
To były ekscytujące miesiące i nie żałuję ani minuty przegadanej z Renatą. Moja mentorka okazała się być bardzo ciepłą osobą. Zaimponowała mi zarówno jej wrażliwość na moje potrzeby i oczekiwania, jak i twarda umiejętność powiedzenia, gdy dostrzegła, że któreś z moich zachowań mi szkodzi. Skupiłyśmy się na umiejętności zarządzania czasem, na tym jak należy kontaktować się z mediami, na odwadze w załatwianiu swoich spraw i tym, bym w końcu oduczyła się przytakiwania, gdy wstyd mi przyznać, że czegoś nie rozumiem.
Jednym z przełomowych momentów było narysowanie zegara. Brzmi dziwnie? Już tłumaczę!
Renacie zaimponowało, jak wiele rzeczy robię, ale dostrzegła, że muszę to uporządkować. Dla lepszej wydajności przy projektach, które naprawdę są ważne i dla zyskania wewnętrznej równowagi. Kazała mi narysować okrąg, a potem podzielić go proporcjonalnie. Każdy fragment odpowiadał czasowi, jakie dane zajęcie zajmuje mi w ciągu dnia. To bardzo odświeżające spojrzeć na kartkę papieru i uświadomić sobie, że gdy dwie godziny siedzę na blogu, pięć w pracy, osiem śpię, kolejne dwie sprzątam, gotuję i tak dalej, a jeszcze chcę pisać i robić doktorat… to zwyczajnie, przeginam. Teraz, gdy to piszę, wydaje mi się to oczywiste. I wtedy podskórnie też takie mi się wydawało. Ale powiem Wam jedno: co innego czuć, że coś nie gra, a co innego, gdy ktoś obcy, ale chcący dla ciebie dobrze, powie ci to prosto w twarz.
Mentoring kobiecy to taka przyjaźń z kontraktem. Zaczynacie jako obce osoby, ale wiecie, że musicie się dogadać. Ba, od tego jak się dogadacie, zależy, czy wasza relacja coś przyniesie, a czas sobie poświęcony nie będzie czasem zmarnowanym. W dniu zakończenia akcji ze wzruszeniem patrzyłam na inne mentorki i mentorowane i widziałam, że rodzaj umowy zamienił się w prawdziwą, szczerą relację. Ja ze swoją mentorką ciągle mam kontakt i wierzę, że on się nie skończy. Bo to, że połączyła nas relacja prawie zawodowa nie odebrało jej emocjonalnego charakteru.
Zresztą! Kiedyś byłam chłopczycą. Co prawda miałam „najlepszą przyjaciółkę”, ale wolałam towarzystwo facetów, a ich brak w moim otoczeniu wynikał z absurdalnej wręcz nieśmiałości. Chłopcy wydawali mi się bardziej kontaktowi, poukładani, mniej rozhisteryzowani… Jednak kilka lat temu zrozumiałam jak ważna jest kobieca przyjaźń. Śmieszne, że od wszystkich moich przyjaciółek, słyszę, że też kiedyś uważały: faceci są fajniejszymi towarzyszami. Teraz rozumiem jak wiele się traci myśląc tak stereotypowo, bo kobieca przyjaźń to coś… Specyficzny rodzaj więzi, która sprawia, że mogę zadzwonić do niej o północy, a ona mnie wysłucha. Tylko tyle lub aż tyle. Choć zawodowo zajmuję się pisaniem, to dziś brakuje mi słów na określenie kobiecej przyjaźni. Trzeba to przetestować, by zrozumieć.
Kobiece mentoringi to fantastyczna sprawa! Szczerze mówiąc, godzinę temu, gdy zaczynałam pisać ten post, zamierzałam opowiedzieć o podsumowaniu mentoringu, oficjalnej imprezie, która odbyła się w styczniu tego roku. Ale wiesz co? Sama spróbuj. Zgłoś się do kolejnej edycji i zobacz jak fajnie jest spotkać inną, fascynującą kobietę, i razem z nią pracować nad poprawą jakości swojego życia i pracy.
Tymczasem zostawiam Was ze zdjęciami. Ja na profesjonalnej, wręcz: biznesowej, imprezie, w trakcie której były bańki mydlane i jednorożce, jeszcze nigdy nie byłam. Życzę sobie więcej takich imprez: w trakcie których bycie człowiekiem profesjonalnym absolutnie nie przeszkadza w odczuwaniu dziecięcej radości. A Wam, Drogie Czytelniczki (czy jakiś pan też dotarł do końca tego wpisu?) życzę w życiu samych wspaniałych mentorek. I przyjaciółek, przede wszystkim.
Chcesz wiedzieć więcej o Lean in STEM? Kliknij tutaj!
A jak klikniesz tutaj, to znajdziesz filmik, w którym z Renatą opowiadamy o naszej współpracy!
|Girls POWER!!! Sylwia, dziękuję Ci za to że dałaś mi szansę, nie przestraszyła żadna zła recenzja…wpuściłaś mnie do swojego świata, i nie przestajesz obdarzać serdecznością. To życzliwe, niezmącone nieufnością spojrzenie na innych i wyrozumiałość będzie procentowało. Chciałabym, żeby więcej takiej energii było wokoło… trzymam za Ciebie kciuki i mam nadzieje, że się w końcu uda usłyszeć wkrótce. Uściski!
Sylwia piękne podsumowanie.Też kiedyś uważałam, że z facetami lepiej się dogaduję. Ale to kobietom zawdzięczam najwięcej w swoim życiu. To one były przy mnie w trudnych momentach, one mnie inspirowały. To kobiety sprawiły, że uwierzyłam w siebie i w to, że mogę! Siła w nas 🙂