Sylwia Błach

projekt i wykonanie: Sylwia Błach

Talent, stwór mityczny czy zwierz domowy?

Zaglądam na profil pewnej znanej wizażystki. Nic nie wywołuje efektu „łał”, wszystko jest podobne, cienie nieroztarte, kolory źle dobrane.



Czytam popularną książkę. Przerażają mnie błędy gramatyczne, stylistyczne, językowe.


Patrzę na zdjęcia znanego fotografa. Prześwietlone, krzywe, nieostre. 


Słucham na żywo modnego wokalisty. Uszy mi więdną.

I jakkolwiek o gustach się nie dyskutuje, a jest wielce prawdopodobny fakt, że ja się po prostu nie znam – zaczynam zastanawiać się nad pojęciem talentu w dzisiejszym świecie. Świecie, w którym gwiazdy tańczą, śpiewają, skaczą do wody i wydają książki, jakby wszystkie muzy na raz chwyciły za szaty. O świecie, w którym najistotniejszy jest dobry marketing.

Czym jest talent?
Spytajmy słownika języka polskiego, PWN.

I tak dalej 😉

Po mojemu!

Talent to byt niematerialny. Nikt z nas go nie widział, co najwyżej jego przejawy. Często mówimy, że ktoś ma talent – jednak jako odbiorcy widzimy efekt końcowy. Nie dostrzegamy całej pracy, którą w swoje dzieło włożył, godzin, dni, tygodni, które spędził ucząc się, doskonaląc, poprawiając swój warsztat.

Może zatem ten mityczny twór o imieniu na T – nie istnieje?

Ale chwila, chwileczkę, chwilunia! Są wokół nas ludzie, którym dana rzecz przychodzi z łatwością. Pięknie śpiewają, choć nigdy nie ćwiczyli głosu. Świetnie piszą, odkąd nauczyli się litery składać w słowa, a słowa w zdania. Malują…

Jeśli zatem wrodzony talent istnieje, to pamiętajmy, że to podstępna żmija. Człowiek, który wie, że jest w czymś dobry – często traci chęć samodoskonalenia. Osiada na laurach, co ostatecznie prowadzi do przegranej. Zapomina o regularnych ćwiczeniach, zapomina o pracy nad swoimi umiejętnościami. Ludzie, którzy od zawsze coś mają – często mniej to doceniają. A z talentem tak jak z grą na instrumencie – niby tego nie zapomnisz, ale gdy zbyt długą uczynisz przerwę – będziesz musiał włożyć dwa razy więcej wysiłku w powrót na scenę.

Tutaj warto zastanowić się nad jeszcze jedną rzeczą – wielu z nas od małego słyszało, że jest w czymś dobrym – i w tym kierunku się doskonaliło. Czy zatem urodziliśmy się już jako geniusze danej branży, czy może fakt, że któreś z rodziców wpadło w zachwyt – uwarunkował naszą pasję, chęć do regularnych ćwiczeń, pracę nad sobą.

Pracę, która doprowadziła do tego, że jako dorośli pomyśleliśmy, że coś umiemy od zawsze?

Wiecie co jednak fajnego wypływało by z tego, że nie istnieje coś takiego jak wrodzony talent? Fakt, że każdy z nas może być kim chce i osiągnąć co chce. Ta wizja szczególnie mi się podoba, bo chwytamy nasze życie za bary – nie liczymy na Fortunę, podstępną istotę, a pracujemy nad tym nad czym pracować chcemy.

Słyszałam opinie, że człowieka można nauczyć śpiewu. Czytam poradniki uczące laików pisarstwa. Od pewnego czasu, w ramach relaksu, maluję obraz. Według szablonu, to prawda, ale z każdym dniem zaczynam bardziej rozumieć jak działają farby, czym jest struktura, kiedy i jak docisnąć pędzel.

Nie odpowiem Wam na to czy istnieje talent, czy wszystko jest uwarunkowane przez nasze wychowanie. Nie powiem Wam też, czy macie jakiś ukryty talent czy nie. Mogę tylko przypomnieć stare proste powiedzenie: 60% sukcesu to ciężka praca, 20% szczęście, 20% talent. Szczęście, zwane fartem, to kolejny mityczny byt, w który średnio wierzę. W jego miejscu postawmy więc marketing, bez którego nic w XXI wieku się nie przebije.

Tak czy siak – nadal praca stanowi więcej jak połowę. Nadal to ciężka praca decyduje o tym czy coś osiągniemy. A jeśli zostaniemy rekinami pijaru – mamy 80% sukcesu z głowy!

(Choć niezaprzeczalnym faktem jest, że jedni potrzebują tej pracy więcej, a inni mniej; mimo to pamiętajmy, że z góry – nikt nie jest skreślony)

Zatem – kim chcecie być jak „dorośniecie”? I dlaczego nie zaczniecie o to walki już dzisiaj?

Żyj. Naprawdę. Teraz. Już.
Spróbuj czegoś nowego.
Bo dlaczego nie?

3 komentarze

  • Anna

    Nie podzieliłaś jeszcze typowości i wyjątkowości przez skalę ich występowania w danym środowisku.
    Bo np. rozpatrując to, jak sama umiem śpiewać. Wiele osób, które nie umie śpiewać w ogóle lub coś umie, ale na tyle tylko, żeby bez wstydu pociągnąć „Sto lat” albo piosenki w kościele – uznaje, że mam talent. Jak ryknę czy pociągnę bardzo wysoką nutę to mówią nawet, że jest to talent wybitny.
    W środowisku muzycznym natomiast moje walory wokalne są oceniane na poziomie przeciętnego, dobrego wokalisty. Takiego, co może zaśpiewać bez większego wstydu w kapeli weselnej, ale czy toto się nadaje na scenę? Zdania są podzielone.
    Także nie zawsze to co dla osób bez danego talentu jest talentem oznacza w środowisku pełnym osób z tymi umiejętnościami wybitność.
    Oceniając zaś sukces przez pryzmat pracy musisz dodać dzisiejsze warunku społeczne. Mnie wychowywano w przedstawionym przez Ciebie schemacie: ciężko pracuj a twój talent z małą szczyptą szczęścia wyniesie Cię na szczyt.
    I potem zderzyłam się ze ścianą: planów marketingowych, targetów i mody.
    Możesz ciężko pracować kując posiadany talent. Jak nie wpiszesz się w strategię marketingową, obecny target czy czyjś gust może się okazać, że nie ma to najmniejszego znaczenia. A to są rzeczy, do których często nie masz dostępu. Nie wiesz co sobie wymyślił na tę serię scenarzysta jakiegoś programu „od talentów”. Nie każdy ma wrodzone wyczucie trendów i kapryśnej mody w które wstrzeli się – i wówczas ta ciężka praca się zaczyna.
    Także proporcje dałabym teraz takie: 50% spryt, szczęście i „bycie we właściwym czasie i miejscu”, 30% chęć do pracy, 20% talent. Czasem tego talentu może być i 10% a resztę przerzucam na ten spryt itd.
    A jak już się wstrzelisz to wtedy: 80% ciężka praca i po 10% talentu i szczęścia.

    Zawsze chciałam śpiewać jak i zawsze wiedziałam, że to zawód z którego mogą, ale nie muszą być pieniądze. Nie chciałam zostać, jak większość wokalistów, na lodzie, bez pracy, kasy i perspektyw jako rycząca po chałturach czterdziestolatka ciułająca każdą złotówkę, przerażona, bo "naiwna myślałam, że wyżyję z muzyki". Chciałam mieć plan awaryjny i mam, nawet trzy.
    Przy okazji nadal śpiewam głównie dla siebie i znajomych. Nie mam szczęścia, nie wyczuwam za dobrze mody, nie wpadam w targety. Powalona ciężarem walki aktualnie jestem po wszystkich fazach "żałoby": rozpaczy, zaprzeczaniu, wyparciu, załamania. Aktualnie jestem w stanie zen. Będzie co ma być. Przestałam się spinać. Testuję to nastawienie 😉

Leave a Comment

Skip to content