Co za dzień, co za weekend!
Wiecie, że mam już wakacje? Kompletnie to do mnie nie dociera, a jednak – koniec egzaminów! Wolność, witaj przygodo! Nareszcie, myślałam że już nie doczekam końca nauki, spokoju ducha, chwili, by odetchnąć. A jednak – wczoraj o godzinie jedenastej zaczęłam wakacje. Yeah! Co prawda ciągle nie wiem, czy będą trwały dwa czy trzy miesiące. Sobotni egzamin zdałam na śliczną czwóreczkę, ale wczoraj… Cóż, pogrom i masakra. Gdybym umiała przelać na papier te emocje, które buzowały w nas gdy czekaliśmy na prowadzącego i tą rozpacz, która zagościła na naszych twarzach, gdy już egzamin został rozdany – zostałabym mistrzem grozy. Na bank z hukiem łamiąc kręgosłupy zepchnęłabym z podium Kinga czy kochanego Mastertona. Przetwarzanie równoległe, brrr… No cóż, nadzieja umiera ostatnia, a wyniki w tym tygodniu, więc póki co nie będę mówić: Kochane PR, do zobaczenia we wrześniu! Ale pewnie tak będzie.
Ale co tam! MAM WAKACJE! Jutro wyruszam na wycieczkę marzeń – Paryż, Paryż… Od tak dawna chciałam tam pojechać, ale nigdy nie było mi po drodze. Jak pomyślę, że za dwa dni stanę w eleganckiej sukience (paryski szyk!) pod wieżą Eiffla opychając się bagietką… Następnie wybiorę się na grób Baudelaire’a, by złożyć kwiaty memu Mistrzowi… Jak sobie wyobrażam, że spędzę dzień w Disneylandzie szalejąc na wszystkich atrakcjach, na które mnie wpuszczą i na następny dzień będę zdychać, bo się na bank połamię – to po prostu w to nie wierzę! Ech, zawsze powtarzam, że marzenia się spełniają, to jednak jest dla mnie tak piękne, że aż niewyobrażalne. Dwa dni…
Wrócę jeszcze na chwilę na ziemię, bo bez sensu, by notka była tak krótka, prawda? Prawda? Ktoś wątpi?… (dobra, dobra, rozgryźliście mnie, piszę dalej by się pochwalić kilkoma rzeczami, ha!). Dzisiejszy dzień minął mi w szalonym biegu. Miliard spraw do załatwienia, a i tak ze wszystkim się nie wyrobiłam. Cóż, kontrola wyników u lekarza, o których i tak wiem, że są dobre, może poczekać – ważne, że do maniciurzystki się wyrobiłam! Klepię teraz swoimi pazurkami z Myszką Minnie i nie mogę się napatrzeć – taki słodki kiczowaty drobiazg, a cieszy. Andżelika jest naprawdę zdolna! I udało mi się ogarnąć drugą ważną kwestię – koszulki. Ponieważ zombie już nadeszły, jako autorzy zapragnęliśmy reklamować „Zombiefilię” w 3D! I to tak realistycznym, że aż true real life extra mega HD. Koszulki z okładką i nazwiskiem na plecach będziecie pewnie mogli podziwiać na nas na różnych konwentach. Nienawidzę nosić t-shirtów, ale ten jest wyjątkowy. Podpisany 😀 Jestę burżuję ;D I jeszcze jeden dobry news: „Zombiefilię” można ściągać od trzech dni, a już dawno przekroczyła magiczny tysiąc pobrań! JESTEŚCIE WIELCY! 😀
I to na tyle, pora zacząć się pakować… Przy okazji: tak, macie racje, nie będzie mnie na blogu przez długi czas. Nie tęsknijcie zbyt mocno, aczkolwiek troszeczkę nie zabraniam 😉
Umrzyj. Sesja mi się zaczyna w środę. Baw się dobrze :*
Ale ja nieee chcęęę umieraaać! 😀 Dzięki i powodzenia :*
A więc, aby marzenia się spełniały dalej:) Czekam na relacje z Paryża 🙂
Dzięki kochana 🙂 Na pewno się pojawi 😉
Ja też nie mogę uwierzyć, ze jest wolne. Najbardziej mnie cieszy, ze nic już nie muszę pisać. Żadnych projektów!
Za tydzień wyruszam na CP, a zaraz po tym na obóz. W sierpniu aż do października praca.
Jestem szczęśliwa, bo mogę oddawać się znowu lekturze dla przyjemności !
Zazdroszczę CP! Ja chciałam jechać, ale bym się nie wyrobiła. Baw się dobrze 🙂