Wczoraj w wiadomościach w Radio Zet Gold podano informację sensacyjną: na stronie jednej z białostockich parafii pojawił się regulamin dotyczący zasad zachowania w kościele. W poradniku pojawiły się między innymi informacje dotyczące sposobu siedzenia czy zasad ubioru. Czytelnik dowiaduje się, że nie należy siedzieć w rozkroku czy ubierać się nieskromnie. Pojawiają się porady dotyczące prawidłowej postawy ciała w trakcie stania czy postaw zakazanych z uwagi na lekceważące. I choć wiadomość ta podana była w charakterze informacyjnym, to wydźwięk jej był wyraźnie prześmiewczy.
Nie zrozumcie mnie źle, nie jestem osobą szczególnie prokościelną, by nie powiedzieć dosadniej. Jednakże denerwuje mnie bezmyślne hejtowanie. Wybieramy sobie coś, czego nie lubimy – w tym przypadku instytucję kościelną – i jedziemy po niej od góry do dołu, nie zastanawiając się, czy to co czyni, ma sens czy nie. Patrzymy na sąsiadkę, której z jakiegoś powodu szczerze nie znosimy, i choćby uratowała autobus pełen dzieciaków przed terrorystą poświęcając własne życie – znaleźlibyśmy wadę w jej postępowaniu.
Złośliwe docinki wsiąkają w nas, żywimy się nimi, karmimy, zabijamy zdolność myślenia. I choć ostatnio przeczytałam bardzo mądre zdanie o tym, że mądrość polega na tym, by czasem pozwolić sobie na to, by w danym momencie nie mieć zdania na jakiś temat – to my to zdanie usilnie staramy się mieć. W każdej kwestii.
A wiecie co w tym wszystkim smuci mnie najbardziej?
Fakt, że takie poradniki muszą powstawać. Nie wynika on bowiem ze skostniałych kościelnych poglądów, a z tego, że ludzie coraz bardziej się uzwierzęcają, zapominając, że sytuacja i miejsce definiują nasz wygląd i zachowanie.
Duża część młodzieży burzy się, że nie może założyć miniówki do szkoły czy bluzy z przekleństwem, nie rozumiejąc, że coś zwyczajnie nie przystoi. Chciałabym zobaczyć jak potem ta sama nastolatka czy ten sam nastolatek, już w wieku dorosłym, czuje się komfortowo pracując w banku i świecąc pośladkami przed dyrektorem lub mówiąc mu „F*CK U” napisem na bluzie, gdy wyląduje na dywaniku.
Ludzie usilnie chcą wchodzić do świątyni w głębokich dekoltach, nie rozumiejąc, że to miejsca kultu. Odsłaniają ramiona, pokazują dekolt, sądząc, że to tylko budynek. A w zasadach zachowania nie chodzi przecież o to, czy my w ten kult wierzymy – chodzi o szacunek, dla tych, którzy wierzą.
Zwracajmy uwagę na zasady dobrego zachowania. Tak jak bekanie nie przystoi przy stole, tak w kościele nie siedzi się w rozkroku.
Smuci mnie, że o rzeczach tak oczywistych trzeba pisać. Kiedyś usłyszałam, że to co człowieka odróżnia od zwierzęcia, to zdolność do tworzenia sztuki i szeroko rozumianej kultury. A czymże jest umiejętność zachowania, jeśli nie kulturą osobistą?
PS: Jeśli interesuje Cię tematyka zasad dobrego zachowania, przeczytaj wpis Savoir Vivre wobec osób niepełnosprawnych.
Muszę przyznać, że mnie również smuci fakt, że coś takiego musiało powstać.
Cóż, kultura osobista podobnie jak cała kultura zamienia się z wysokiej w pop – "sorry, taki mamy klimat" (i jak widać dotyczy to wszystkich przestrzeni społecznych). Zróżnicowanie poziomu kultury osobistej bardzo dobrze pozwala ludziom dobierać kręgi towarzyskie. To działa w obie strony. Grupa wyeliminuje niepasujące doń jednostki. Świat staje się coraz bardziej różnorodny, ludzie coraz częściej chcą wyrażać siebie między innymi również poprzez ubiór. Każdy z nas widzi jakąś granicę, przekroczenie której nas oburza. Tylko u każdego ta granica jest w zupełnie innym miejscu. Oczywiście nie opuszcza mnie wrażenie, że sobie samemu tę granicę wyznaczamy nieco mniej restrykcyjnie niż innym. Tak czy inaczej jest ona ruchoma i przesuwa się coraz dalej. Kiedyś faceta z tatuażem lepiej było omijać szerokim łukiem. Kolorowe włosy – punki i brudasy itd. Czasy się zmieniły. Mamy więcej wolności i każdy korzysta z niej na swój sposób. Młodzież dzisiaj jest kolorowa i wydziergana jak kaszubskie serwetki. Jednym się to podoba, inni stwierdzą że to zepsucie. Ludzie są różni. Ja nie pójdę w dresie na urodziny do kolegi, ale znam też ludzi którzy mają tzw. "wyjściowy dres" – to kwestia kręgów towarzyskich. Natomiast w kościele mamy społeczny koktajl. Może szefostwo powinno na bramce ustawić selekcjonera jak w dobrej knajpie. No tak, obroty by spadły. Ludzie jak kogoś szanują, to potrafią to okazać i jeszcze bardziej dosadnie widać to w drugą stronę. Może wbrew pozorom taki luźny siad w kościelnej ławce nie jest brakiem kultury osobistej, tylko odpowiednim wyrazem szacunku. Eeee, jaka knajpa taki klient. Oczywiście piszę to wszystko celowo z molową nutą i przymrużeniem oka, bo temat wyskoczył z kościelnych murów, ale dla jasności dodam, że gdyby sprawa dotyczyła np. szkolnej ławki, teatru albo w drzwiach "panie przodem" to moja granica tolerancji kończy się znacznie bliżej. A jeśli chodzi o umiejętność zachowania się i kulturę osobistą, to są one raczej jak prostokąt i kwadrat. Każdy kwadrat jest prostokątem, ale nie każdy prostokąt będzie kwadratem.
Wydaje mi się, ale możew tylko mi się wydaje, że bez wszelkich poradników powinniśmy wiedzieć jak stosownie się ubrać do kościoła czy innej świątyni. Dla mnie to nic dziwnego, o ile księża nie wymyślą czegoś kontrowersyjnego, a też widziałam różne pomysły 😉